Otrzymane komentarze dla użytkownika s.wawelski, strona 1567

Przejdź do głównej strony użytkownika s.wawelski

  1. s.wawelski
    s.wawelski (16.08.2009 4:26)
    Moja podroz po Meksyku powoli dobiega konca...

    Przez 2 dni bylismy w okolicach Patzcuaro. Wczesniej bylismy pod wulkanem Paricutin, ktory narodzil sie w 1943 roku na polu kukurydzy. W przeciagu tygodnia powstal stozek wysokosci kilkuset metrow. Lawa zalala kilka okolicznych wiosek, ktorych kamienne fragmenty wciaz wydostaja sie spod zastyglej lawy. Najbardziej okazalym wspomnieniem tamtych dni sa resztki pieknego kosciola San Juan, z ktorego zostala tylko fasada z jedna wieza i fragment presbiterium ze swietnie zachowanym oltarzem. Aby stanac przed oltarzem trzeba sie zsunac kilka metrow po zwalach lawy pionowo w dol. Niesamowite wrazenie!! Pod kosciol mozna podjechac w niecala godzine na koniu. Wokol sa wioski Indian Purepecha, ktorzy wynajmuja konie - i tak tez zrobilismy. W ich wsi przekrzykuja sie megafony, przez ktore nadaja w jezyku Purepecha - czulem sie jak gdzies w srodkowej Azji... :-)

    Niedaleko Patzcuaro natrafilismy na male miasteczko Santa Clara del Cobre, gdzie akurat odbywal sie festyn miedziowy. Na rynku wystepowaly ludowe zespoly a we wszystkich glownych i bocznych uliczkach ludzie sprzedawali wyroby z miedzi. Niektore tandetne, ale sporo bylo wspanialych wyrobow. Na pare sami sie skusilismy...

    Wieczorem dotarlismy do Toluca, skad jutro chcemy wyruszyc na Nevado de Toluca - najwyzszy wulkan w okolicy. Po drodze na chwile zatrzymalismy sie w Morelii- piekne srodmiescie, szkoda, ze czas nas naglil...
  2. s.wawelski
    s.wawelski (13.08.2009 3:30)
    Leonka, bardzo sie ciesze - jestes zawsze mile widziana :-))
  3. mapew
    mapew (12.08.2009 17:53)
    dziekuje smoku za libijskie plusiki :-)
  4. leonka7
    leonka7 (12.08.2009 15:28)
    Będę do Ciebie często wpadać :)
  5. zfiesz
    zfiesz (11.08.2009 15:00)
    smoku... najmocniej ci dziękuję za wszystkie komentarze! niestety, zobowiązania towarzyskie (urlop w polsce;-) uniemożliwiają mi rzetelne ustosunkowanie się do nich. obiecuję nadrobić to po powrocie.

    i cieszę się, że bywam pomocny:-)
  6. s.wawelski
    s.wawelski (10.08.2009 22:03)
    Slawannko, mam nadzieje, ze jeszcze kiedys odwiedzisz moja strone i zobaczysz ten krotki wpis adresowany do Ciebie :-)

    Otoz, ilekroc wchodze na Twoj profil by Ci podziekowac za mile komentarze to zawsze sie zawiesza komputer, z ktorego operuje.

    Ta droga dziekuje Ci wiec, za kolejne odwiedziny i budujace komentarze :-))
  7. s.wawelski
    s.wawelski (08.08.2009 5:37)
    Przyznam sie szczerze, ze stale sobie obiecuje, ze choc partiami dokladnie sobie poczytam Twoja Zfieszu relacje, bo zaczyna sie bardzo obiecujaco, i za kazdym razem brak mi czasu by tam zajrzec... Rozumiesz chyba to uczucie: najpierw rachunki i rezerwacje hotelu na nastepne dni, listy do najblizszych, ze jeszcze zyjemy, krotki rzut okiem na ewentualne plusy... :-))) i juz trzeba sie wylogowywac...:-)

    Jestem Ci wdzieczny za rade z wycieczka do Tequili. Bo wlasnie z zona dlugo sie zastanawialismy czy pojechac samochodem czy z wycieczka. Ostatecznie podjelismy decyzje, ze z wycieczka i argumentem byly ewentualne degustacje... wiec mnie uspokoiles, ze podjelismy dobra decyzje :-))

    Zalaczam jeszcze pare najnowszych wrazen:

    Dzis dotarlismy do Guadalajara - II co do wielkosci miasto w Meksyku, miasto historia, ktore zyje pelna piersia! Dosc powiedziec - najbardziej muzyczne w calym kraju, a pewnie i nie tylko... Po przejechaniu w ciagu 3 ostatnich dni blisko 1500 km jestesmy nieco znuzeni i de facto zwiedzanie odlozylismy na nastepne pare dni. Tak wiec cofne sie raczej pare dni wstecz...

    Creel w Barranca del Cobre zatrzymalismy sie 2 dni a nastepnie wsiedlismy do tego samego pociagu i wrocilismy okolo 2 godziny naszej trasy w strone Los Mochis. Jakos ani z biletu ani z rozkladu jazdy niezbyt jasno nie wynikalo gdzie mamy wysiasc aby spotkac sie z oczekujacym na sas samochodem, ktory mialby nas zawiesc do hotelu. Konduktor tez jakos mgliscie nam to tlumaczyl... Wysiedlismy na nastepnym przystanku Divisadero, ale majac jakies przeczucie nie odeszlismy od pociagu, tylko ja zostalem z bagazem a Mariola poszla sprawdzic czy ktos na nas czeka. I byla to sluszna decyzja, bo powinnismy jednak wysiasc na drugim przystanku, wiec zaladowalismy sie z powrotem... Pociag sapiac podciagnal jeszcze kilkudziesiecioma serpentynami nad urwiskami i po 15 minutach wysiedlismy na malym przystanku.

    Nasz hotel okazal sie jak zamkiem z bajki - polozony byl nad przepascia kanionu, a z naszego okna rozposcieral sie zapierajacy dech w piersiach widok!! Przez 2 dni robilismy kilkugodzinne wycieczki wzdluz krawedzi. Raz zeszlismy do widocznej z naszego okna malej osady Indian Tarahumara malowniczo polozonej na skalnej polce nad przepascia ot taka Napowietrzna Wioska cos jak z Verne´go (tyle, ze nie w koronach drzew :-)) Kilometr obok byla z kolei "Wioska pod wiszaca skala"... Maja ludzie pomysly nad znajdywaniem sobie miejsc na domostwa. Tarahumara i Huichol to troche tak jak panstwo w panstwie...

    Trzecim miejscem w Barranca byl przystanek Bahuichivo, z ktorego jeszcze jechalismy 30 km w dol kanionu do oderwanego od codziennosci pueblo Cerocahui... Hotel miescil sie w starej misji jezuickiej obok 250-letniego kosciolka. Na drugi dzien wybralismy sie z miejscowym rancherem na konna wycieczke pod jeden z wodospadow w okolicy. Mialo byc "tranquilo"... Tymczasem po godzinnej jezdzie przez zielone laki weszlismy do subtropikalnej puszczy i zaczelismy sie pìac waska sciezka nad urwiskami, pozniej w podobnych warunkach schodzic w dol, przechodzic przez potok, krazyc wsrod glazow... Smierc w oczach! Zwlaszcza dla malo doswiadczonych jezdzcow jak my :-) Od czasu do czasu Juan bral nasze konie za uzde i krok po kroku prowadzil po skalnej sciezce nad stromym urwiskiem caly czas nas zapewniajac, ze jest "bueno y tranquilito". Ufff!! Chyba sie domyslasz jak bardzo nam smakowala Margaritka po takiej wycieczce :-) Ale z tego wszystkiego zapomnialem dodac, ze wodospad byl wart tego wysilku :-)

    Po 2 dniach wsiedlismy do raz n-ty do pociagu i tym razem wysiedlismy dopiero w Los Mochis. Najpiekniejszy odcinek jest wlasnie miedzy Bahuichivo a El Fuerte i mimo, ze juz tedy jechalem pare dni wczesniej to nie moglem sie i tym razem oprzec abe nie przejechac tego odcinka w przejsciu miedzy wagonami, skad jest lepszy widok... Calosc tylko popsul fakt, ze z blizej nie wiadomych przyczyn ostatni 70-kilometrowy odcinek po plaskim pociag jechal rowne 3 godziny - prawie jak na Madagaskarze i na miejscu bylismy dopiero po 23:00. A tu rano trzeba sie bylo zrywac, bon chcielismy jak najwczesniej dotrzec do Mazatlan. Tu zatrzymalismy sie na jedna noc w znanym nam juz hotelu i dzis rano wyruszylismy do Guadalajara...
  8. zfiesz
    zfiesz (06.08.2009 23:26)
    o proszę - wracasz w rejony mi znane, więc znów będę mógł się mądrzyć... cudownie!!!:-) przyznam szczerze, że mimo wielu zachwytów jakie czytałem na temat guadalajary, mnie osobiście wcale nie urzekła. ale to rzecz jasna odczucie subiektywne (relację znajdziesz tu: http://kolumber.pl/g/696-2000%20kilometr%C3%B3w%20Meksyku) i oczywiście nie muszę sugerować odwiedzin tequili?:-) proponuje zabrać się z jakąś zorganizowaną wycieczką. degustacje... obfite.... sam rozumiesz;-)

    czekam na ciąg dalszy!:-)
  9. s.wawelski
    s.wawelski (06.08.2009 7:41)
    Dziekuje Wam wszystkim za mile wpisy i komentarze. Ciesze sie, ze sie nie zrazacie moja obecnie zadka obecnoscia na Kolumberze, ale nie zawsze mam dostep do internetu, a gdy mam to w koncu musze zwiedzac Meksyk a nie siedziec przy komputerze :-))

    Wlasnie wrocilem z Barranca pociagiem, ktory, mimo, ze ekspres, to wlokl sie ostatnie 70 km po plaskim terenie 3 godziny. Juz glucha noc, a jutro mnie czeka dlugi skok samochodem do Mazatlan, a nastepnego dnia do Guadalajara... Skrobne cos znowu z przyjemnoscia jak tylko czas na to pozwoli...

    Lacze przepasciste pozdrowienia... :-))
  10. s.wawelski
    s.wawelski (06.08.2009 7:35)
    Dino, gratuluje!!! Nie pozalujesz! :-)) Juz Ci zazdroszcze tej wyprawy... Napewno zrobisz wspaniale zdjecia!