Podróż W podcieniach czerwonego miasta
Plan był ambitny. Plan był idealny – Wenecja, Toskania, Dolomity, samochodem. Dłuuugie urocze wakacje – zwiedzanie, wspinanie, sielsko i anielsko. Ale cóż, tym razem się nie udało. Musiało być szybko i krótko, a więc samolotem.
Przed wyjazdem z nieba lał deszcz, Odra wystąpiła z brzegów, a ja z nosem w monitorze, przywalona papierami pracowałam świątek, piątek z przerwami na obiady i na zdecydowanie za krótki sen. Poubierana na cebulę wsiadałam do samolotu. Start. Samolot przez chwilę przebijał się przez gęste chmury, a ja przerażona tym co za oknem, siedziałam jak sparaliżowana. Za chwilę widok jaki ukazał się moim oczom wprawił mnie w zgoła inny nastrój. Urocza mięciutka pierzynka i błękit nieba wywołał u mnie prawdziwą euforię. Cóż, dla Voyagera to chleb powszedni, a dla mnie niezapomniane i niekoniecznie powtarzalne wspomnienie, tym bardziej, że w tej podróży nie czułam morskiej bryzy, nie spoglądałam po horyzont, nie bujałam się na asfaltowych wstęgach.... kanapek z jajem nie było, mapy nie pomarszczyłam, a wietrzyk nie zdołał mi nawet grzywki podnieść . Wrażenie z 1,5 godzinnego lotu w tą i tyleż samo z powrotem i widok za okienkiem musiały zrekompensować moje cierpienie.
Ach !
Bolonia !
Czerwone miasto pełne domów z cegły o dachach z czerwonych dachówek. A na oknach czerwone rolety. Miasto portyków i ciasnych uliczek, niezwykłe i urzekające. Rozmiar Centro Storico niewiarygodny.Długie, ciągnące się kilometrami arkady ( 38 km) skutecznie chroniły mnie przed upalnym słońcem - zamiast łup w łeb - spokojna aklimatyzacja. A i parasoli w sklepach tu pewnie brak.Na ulicach tłumy młodych i całkiem sporo emerytów, turyści i imigranci pośród mieszkańców i studentów, a życie tu toczy się swoim rytmem, który choć dosyć szybki, nie męczy.
Dworzec kolejowy Bolonia Centrale – spory, prawdziwe tłumy, tu dopiero łatwo odróżnić turystów od mieszkańców. Ale okolica dworca … nie budzi namiętności.
Gelato – Wybrałam granite grejfrutowe – bezapelacyjnie najlepsze lody jakie jadłam. Polecam choć ten powalający smak jest zdecydowanie „tylko dla dorosłych”.
Hotel – W dzień przed wyjazdem dostałam maila ze zmianą rezerwacji z apartamentu na hotel. Z duszą na ramieniu lądowałam w Bolonii. Ale było co trzeba.
Jedzenie – w Bolonii podobno najlepsze ! Tortellini były niezłe. McDonaldowa kanapka z inną bułka i innym serem również (nie bijcie).
Kawa – rano z rogalikiem, potem parę razy w biegu „na stojaka”, a wieczorkiem powolutk.u na foteliku. Totalnie uzależnia.
Lotnisko – gdyby nie tanie loty to ani lotniska, ani Bolonii bym nie widziała. A tak Bolonia zawróciła mi w głowie, a i lotnisko … parę dziesięcioleci lepsze od wrocławskiego.
Muzea – cóż, może następnym razem. Koniecznie następnym razem.
Oświetlenie – odrutowane ulice z wiszącymi lampami plus druty trolejbusowe- ym, prawie jak w Meksyku ;). To mnie kręci.
Piazza Maggiore – samo serce miasta. I pomimo swych lat bije nadal mocno.
A mój ulubiony to Piazza Ravegnana u stóp wież, gdzie trolejbusy wyginają się i wciskają się w ciasne uliczki.
Ragnini - no jakże to nie skosztować tego wykrętasa z piekarni. Było pysznie, ale nie mogło być inaczej – w końcu to Bolonia.
Sklepy – w Bolonii to takie miejsca, gdzie uśmiechnięci sprzedawcy obsługują klientów, a tych drugich jest więcej niż tych pierwszych, choć tych pierwszych całkiem sporo.
Torri – wieże ,krzywe i stare - symbol Bolonii. Z 200 zostało zaledwie kilka. Dwie krzywe staruszki Torre degli Asinelli i Torre Garisenda - można zdobyć. Pokonałam 500 schodów na wyższą. Warto. I jeszcze raz dziękuję Hopperku.
Uniwersytet Boloński– 300 lat starszy niż Jagielloński i pierwsza uczelnia z nazwą uniwersytet.
Via dell'Indipendenza – tu wszystko się zaczyna i kończy.
Zagadkowy facet w hotelu – siedział na korytarzu na I piętrze od rana do wieczora i … nic. Zupełnie nic. Ot, taka zagadka.
W plątaninie średniowiecznych uliczek sklepy i stragany z nietuzinkową ofertą i niepowtarzalną atmosferą.
Z dedykacją dla Sławannki i z przekonaniem, że i komuś innemu zainteresowanemu Bolonią może się to przydać.
Bolonia ma dwa lotniska – Marconi i Forli.
Marconi jest bardzo blisko miasta. Z lotniska kursują autobusy - Aerobusydo centrum miasta co 15 minut. Autobus dojeżdża do dworca kolejowego, ale ma parę przystanków w centrum miasta. Przejazd kosztuje 5 euro i trwa jakieś 20 minut. Chyba lepiej być nie może.
Bolonia jest ważnym węzłem komunikacyjnym, a więc świetnym punktem wypadowym. Koleją można dojechać stąd wszędzie. Planowałam zwiedzić Ferrarę i Rawennę, ale Bolonia tak mnie zauroczyła, że postanowiłam spędzić tu te zaplanowane 2 dni. Stąd wyruszyliśmy pociągiem do Florencji, ale o tym... w następnej podróży.
Nocleg może być problemem, bo ceny nie są niskie. Uparcie drążyłam temat, znalazłam i zarezerwowałam (zapłaciłam) mieszkanka Lai Residence w samym centrum w fajnym miejscu przy Via Marsala, ale w przeddzień wyjazdu dostałam informację, że sorry, ale mam się zgłosić do hotelu Cavour przy Via Goito (prawie po sąsiedzku), zamiast do nich. Zdenerwowana dzwoniłam i tu, i tu – ale oprócz włoskiego monologu po angielsku usłyszałam jedynie O.K. Jechałam z duszą na ramieniu. Dostaliśmy pokój ze śniadaniem, zamiast mieszkanka i nie doliczyli żadnych dodatkowych opłat (nocleg kosztował nas 59 euro za 2 osoby/ dzień, choć na ich stronie cena = 70 euro).
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
rewelacyjny czerwony zawrót głowy :)
-
Sławannko, mówisz i masz !
Dino, czy masz na myśli własne doświadczenie czy tragedię z 1980 roku ? -
Kubdu, przelotem na Kolumberze nie dało się nie zauważyć tej Bolonii :) Zazdroszczę! Jakby tam się dało z Warszawy, to już bym tam była!
A napisz, proszę, jak daleko jest lotnisko - gdzie się ląduje, ile się jedzie, ile kosztuje przejazd. Takie przyziemne gupoty :)
To ja teraz idę się zdjęciować, a potem znikam ponownie :) -
Bolonię niestety znam tylko z dworca
-
Piotrze, jeśli masz na myśli wiatry to bigos po polsku może znacznie więcej niż smakołyki z Mercato Mezzo.
Dingo, cieszę się, że nabrałaś apetytu, bo naprawdę warto. Tylko nie czekaj na spełnienie tak długo jak ja (parę ładnych latek od zauroczenie po paru fotkach koleżanki).
Siuniek, dzięki. A z facetami - wiesz jak jest. Lepiej na nich uważać i w drzwiach przepuszczać.
-
Zdjęcia tak piękne, że nawet kolor miastu można darować.
Co zaś się tyczy wiatru, co to niby we włosach być miał, to po zjedzeniu smakołyków z Mercato Mezzo może się tylko wzmóc... -
ach, zazdroszczę, że z Wroclawia jest tyle kierunków...
wybieram się do Mediolanu (z Poznania) ale może wrócimy do Wroclawia z Bolonii...
nabralam apetytu na to miasto :) -
żeby nie wyszło, że tylko faceci podziwiają :) Super podróż i świetnie zdjęcia.
-
No patrz Kubdu jacy są faceci! Wczoraj tak się zająłem swoim garniachem, że nawet nie zauważyłem Twojej nowej podróży i pięknych w niej fotografii.
Na razie rzuciłem okiem na wprowadzenie, za który plus się należy absolutnie!
Po dalsze wrażenia jeszcze oczywiście wrócę! -
Napisz cos jeszcze, bo dobrze sie czyta!
-
no co Ty, ostatnio mnie wykolegowali gdzieś :) sobie podium zrobili i się wpisywali :)
-
Nawet nikt nie spróbuje. Voyager to ten co zawsze jest pierwszy. U mnie oczekiwanie, przesyłanie ... a on już ogląda. A może i wcześniej widział. Nawet na nowym kompie mi już logmina zainstalował.
-
Nie przesadzajmy z tym lataniem, mam dopiero 80 lotów na karku :)
Niech ktoś teraz powie, że nie byłem pierwszy ! :))