Podróż Lans w Lanckoronie - wychodzimy z domu, czyli miało być dobrze



Są miejsca, w których łatwo znaleźć się przez przypadek. Są też takie, gdzie trafiają tylko ci, którzy wiedzą o ich istnieniu (i mają choćby nikłe wyobrażenie o tym, jak do nich dojechać). Tak właśnie jest z Lanckoroną – przycupnięta na wysokiej górze, ukryta w gęstych lasach Beskidu Makowskiego, nie narzuca się przejezdnym. Przypadkowych turystów w niej nie ma. Nie leży przy drodze, na trasie od miasta A do B, lecz całkiem na uboczu. To dlatego docierają do niej tylko ci, którzy naprawdę chcą.

Jadąc z Krakowa warto pamiętać, że niedziela to nie jest najlepszy dzień na łapanie busa. Gdy jednak przytrafi nam się to, że zapomnimy, niezawodną metodą uratowania resztek honoru jest beznamiętne stwierdzenie: „Tak myślałam” i pomaszerowanie żwawym krokiem na Dworzec PKP. Przez Lanckoronę (a dokładnie przez najbliższą Lanckoronie stację kolejową „Kalwaria Zebrzydowska Lanckorona”) przejeżdża pociąg jadący do Zakopanego. W sezonie turystycznym (który w Zakopcu trwa, jak wiadomo, cały rok) zawsze może się trafić, że w naszym wagonie znajdzie się genialny czterolatek w drucianych okularkach, który uprzyjemni czas podróżnym zadając podchwytliwe pytania zalęknionym i zrezygnowanym rodzicom. Gdy podobnych atrakcji zabraknie, niech wystarczą rozciągające się za oknem sielskie widoki Podbeskidzia.