Podróż Ma vlast ;-) - Wielka Pardubicka ;-)



 

Zapewne zdziwienie wzbudzi fakt, że etap o Czeskiej Skalicy zatytułowałem „Wielka Pardubicka”. Nie ma w tym nic dziwnego, zważywszy na przewrotność - i paskudny charakter autora tej podróży.

Ale zacznijmy od początku
Z Wojtkiem W. (Wąchalem) znamy się od ponad trzydziestu lat. Dokładnie od trzydziestu dziewięciu. Chodziliśmy w podstawówce do jednej klasy, razem graliśmy w piłkę, razem zagłębialiśmy się z zachwytem w świat dźwięków rocka lat siedemdziesiątych, był również świadkiem na moim ślubie. Lata płyną, włosy na naszych głowach zmieniają swój kolor (ich ilość też maleje z wiekiem), a my nadal nie tracimy poczucia humoru i uwielbienia dla sytuacji absurdalnych. "Od zawsze" robiliśmy sobie różne kawały - a im numer był głupszy, tym lepszy. Weźmy taką sytuację. Jest rok 1978. Albo 1979. Zresztą nieważne, jestem u Wojtka, i z jego kaseciaka słuchamy Live And Dangerous Thin Lizzy. Pieję z zachwytu, koncertowa wersja Emeralda wbija mnie w parkiet. I wreszcie Still In Loving You. Wąchal z obłudnym uśmieszkiem tłumaczy mi, że Lynott śpiewa: Stalin, I'm Loving You. Tylko trochę – jak to Lynott – bełkocze, i trudno zrozumieć.

Zrewanżowałem mu się za ten numer nie raz. I tu dochodzimy do sedna. Kiedyś, w odległych latach dziewięćdziesiątych XX wieku, w TVP pracowała pani Lucyna Grobicka. Była prezenterką prognozy pogody. I bardzo się Wojtkowi podobała. Mi trochę mniej. Chociaż doceniam jej klasę i wdzięk. Panu Kotu – to kolejny kolega z naszej szkoły – ale nie z naszej klasy, był o rok niżej, smarkacz jeden, podobała się jeszcze mniej. 

Aczkolwiek ceniliśmy z Panem Kotem wdzięk i klasę "wybranki" Wąchala, to docinaliśmy mu przy tym ile wlazło. Odcinał się biedak jak mógł, ale marne były jego riposty. Pewnego razu, podczas wspólnego spotkania, Pan Kot na widok pani Lucyny prężącej się na ekranie telewizora przed mapą frontów, wyżów, niżów i temu podobnych zadziwiających zjawisk, prychnął i skomentował: ma taką końską szczękę, powinna się nazywać Wielka Pardubicka. Wąchal obrzucił nas pełnym wzgardy spojrzeniem, i nie powiedział nic.

To twórcze określenie Pana Kota wykorzystałem (równie twórczo) kilka lat później. Podczas pobytu w Pardubicach chciałem zakupić i wysłać Wojtkowi okolicznościową pocztówkę, obrazującą słynną gonitwę. Niestety, nie udało mi się! W całym mieście nie było takiej! I cały misterny plan jak psu w d...Znalazłem jednak wyjście z tej sytuacji. Nabyłem jakąkolwiek pocztówkę pardubicką, a ponieważ do Warszawy wracaliśmy w niedzielę, najbliższą czynną pocztę znalazłem dopiero w Czeskiej Skalicy. Na kartce znalazł się tekst adekwatny do okoliczności. Nie pamiętam szczegółowo tego co napisałem, ale brzmiało to mniej więcej tak:
Serdecznie pozdrawiam z Pardubic. Zapraszam do wspólnych gonitw i spacerów, do swobodnego kłusowania na łąkach nad Łabą w porannych mgłach. Wielka Pardubicka...

Kiedy wróciłem do Warszawy i spotkałem się z Wąchalem, wył ze śmiechu z tego konceptu. Nie, nie dlatego, że tak mu się mój kawał podobał (choć go docenił), tylko sobie przypomniał minę swojej matki, która przyniosła kartkę ze skrzynki. Celina podała mu przesyłkę, i skomentowała treść: Albo pomyłka, albo idiota. To się nazywa być pobitym własną bronią...

  • 52