Podróż Ekwador - impresje fotograficzne - Chimborazo - najwyzszy szczyt Ekwadoru



Gdy nastepnym porankiem opuszczamy Banos, pogoda jest podobna, jak wczoraj i wulkan Tungurahua chowa sie calkowicie w chmurach. Dzisiaj udajemy sie w kierunku zachodnim do podnoza wulkanu Chimborazo, ktory posiadajac 6310 m jest najwyzszym szczytem Ekwadoru i jako jeden z symboli narodowych zdobi rowniez godlo kraju.
Droga wiedzie serpentynami wzdluz kolejnych dolin. Tereny sa dosyc gesto zasiedlone i rolniczo zagospodarowane; czesto widzimy ludnosc indianska w ich tradycyjnych ponczach i kapeluszach. Mijamy tez duze miasto Ambato, bedace stolica prowincji. Po okolo dwoch godzinach jazdy osiagamy wysokosc ok. 3500 m; wszedzie widac ludzi i pola uprawne. Pogoda zmienia sie stale, od doliny do doliny  - albo mamy chmury i mgle nad nami, albo jedziemy przez nie albo zostaja one ponizej, a u gory przeswituje niebiesklie niebo. Okolo godz. 10.30 ukazuje nam sie po raz pierwszy szczyt Chimborazo, osniezony i owiany chmurami, ktore z duza predkoscia plyna wokol niego lub zostaja dluzej wisiec na wierzcholku. Robimy krotki postoj na zdjecia. Ale trzeba miec szczescie, aby wierzcholek wylonil sie na ulamek sekundy spoza chmur. Tutaj, na wysokosci okolo 4100 m nie ma juz zadnych drzew, tylko trawy i skromna inna wegetacja andyjska. Jest za to bardzo wietrznie i chlodno.
Na tych wysokosciach zyja lamy. Po chwili widzimy wieksze stadko i zatrzymujemy sie. Probuje zrobic im zdjecia z Choimborazo w tle i chce je w tym celu odpowiedzio okrazyc, aby miec odpowiednia perspektywe. Pozornie poruszaja sie one bardzo powoli, ale sa ploche i pomimo mojego szybkiego kroku oddalaja sie coraz bardziej.
Pozniej napotykamy wikunie, ktore sa drobniejsze i bardziej smukle niz lamy. Ale mam wrazenie, ze sa one jeszcze bardziej ploche.

Przed poludniem osiagamy schronisko Carell polozone na wysokosci 4800 m na zboczu wulkanu Chimborazo. W ten sposob pokonalismy w ciagu niecalych czterech godzin 3000 m roznice wysokosci, wyjezdzajac rano z polozonego na wysokosci 1800 m Banos. Poniewaz wczesniej bylismy w Amazonii, jeszcze duzo nizej, to utracilismy nasza czesciowa aklimatyzacje wysokosciowa, jaka wyrobilismy sobie w pierwszych dniach pobytu w Ekwadorze przebywajac na wysokosciach okolo 3000 m. A celem naszej dzisiejszej wycieczki jest wlasciwie schronisko Whymper polozone na wysokosci 5000 m, na poludniowo-zachodnim zboczu Chimborazo, troche ponizej lodowca.
Te ostatnie 200 m wysokosci mozemy teraz pokonac pieszo.

Przed wyjazdem z domu konsultowalem sie jak zwykle przed podrozami z moim lekarzem - specjalista m.in. od "medycyny podroznej". Ostrzegal mnie on przed ta wysokoscia, przed niebezpieczenstwami szybko pojawiajacej sie choroby wysokosciowej i zdecydowanie odradzal od tej wedrowki. Troche strachu wiec mi narobil, ale teraz stoje tu, czuje sie w miare dobrze, widze ile osob idzie w gore i decyduje, ze pojde tez tak daleko, jak sie bede czul na silach.
Na poczatku korzystam jeszcze w schronisku z toalety - i tu pierwsze male przezycie. W pewnym momencie mam wrazenie, ze swiat wokol mnie zaczyna sie krecic i musze podeprzec sie o sciany. Chwiejnym krokiem wychodze na zewnatrz i tu wracam do rownowagi :-)
 
Tutaj, na tej wysokosci jest dosyc zimno, na szczescie nie ma zbytnio wiatru. Przed wyjsciem wypijam jeszcze w schronisku na rozgrzewke goraca herbate z koki. Podobno pomaga ona tez przeciwko chorobie wysokosciowej. Droga nie jest dosyc stroma, po chwili widac juz w oddali maly punkcik - to schronisko Whymper, do ktorego chcemy dotrzec. Na poczatku szlaku mijamy kilkanascie tablic pamiatkowych i malych pomnikow lub tez tylko duzych kamieni z wypisanymi nazwiskami i datami, niektore bardzo swieze. Dopiero po chwili uswiadamiam sobie, ze to nazwiska ofiar tej gory - wspinaczy, ktorzy chcieli zdobyc szczyt....
Juzt po kilku krokach zauwazam, co to znaczy poruszac sie na tej wysokosci - tak wysoko jeszcze nigdy w zyciu nie bylem, i nie mam tez odpowiedniej aklimatyzacji wysokosciowej. Niby nie odczuwam braku powietrza, ale kazdy ruch jest jednak pewnym wysilkiem. Aby to zminimalizowac, ide moim wlasnym rytmem, a wlasciwie "pelzam" kroczek za kroczkiem, jak w zwolnionym filmie. Moje kroki sa nie dluzsze niz na odleglosc stopy i staram sie regularnie po dwoch takich krokach dokonac swiadomie glebokiego wdechu. Po pewnym czasie wchodze w taki rownomierny rytm, ze ide jak w transie. W ten sposob dobrze sie idzie. Ale widze, ze kazda utrata koncentracji - obrot do tylu, wyjecie aparatu, aby zrobic zdjecie itp kosztuja jednak wiele sil. Po okolo godzinie i 10 minutach dochodze wreszcie do schroniska, przy ktorym lezy juz snieg. Ostatni odcinek byl jeszcze dosyc stromy, wiec zasluzylem teraz na krotki odpoczynek :-) Ale zamiast siedziec w schronisku wole stac na zewnatrz i mimo mroznej temperatury  patrzec na ta imponujaca gore-wulkan. Niestety jest znowu duzo chmur i samego szczytu nie widac. Ale widac na wyciagniecie reki osniezone zbocza. Gdzies w oddali slychac spadajaca lawine i przez objektyw aparatu widze toczace sie ze zbocza w dol kamienie.
Schronisko Whymper jest punktem wyjsciowym ekspedycji na szczyt wulkanu, ktore wychodza stad w nocy, ok. godz. 3, aby dojsc do szczytu jeszcze przed najbardziej slonecznymi godzinami poludniowymi i uniknac w ten sposob niebezpiecznych lawin sniegowych. Szczyt Chimborazo jest ze wzgledu na splaszczenie ziemi i polozenie w poblizu rownika najbardziej odleglym od srodka ziemi punktem na swiecie. Biorac jako punkt odniesienia srodek ziemi wysokosc Chimborazo (6384,6 km) przekracza o ponad 2000 m wysokosc Mont Everestu (6382,4 km). Tym samym stojac tutaj na wysokosci 5000 m znajduje sie o okolo 900 m dalej od srodka ziemi niz na szczycie Everestu :-)
 
 Powrot wydaje sie juz bardzo latwy, bo schodzi sie przeciez w dol. Ale pomimo to trzeba uwazac i hamowac sie, aby nie isc za szybko, i nie dopuscic do nadmiernego niedotlenienia organizmu, bo i takie szybkie zejscie moze sie zle skonczyc. Pomimo to droga w dol trwa juz wiele krocej. Ale pojawiaja sie i umnie lekkie bole glowy.
 Szczesliwy z osiagniecia tej wysokosci wsiadam jednak tez z ulga do naszego autobusiku. Z kazdym metrem wysokosci, jaki pokonujemy w dol poprawia sie tez samopoczucie. Piekne widoki na bezkresne przestrzenie pokryte tylko piachem i kamieniami wulkanicznymi oraz trawami, oraz na gorujacy nad nimi osniezony szczyt Chimborazo wprowadzaja mnie w zachwyt. Zwlaszcza, ze teraz od strony poludniowej jest lepsza pogoda i szczyt pokazuje sie tez na dluzej spoza chmur. Robimy wiec  znowu maly postoj aby podziwiac ten widok.

Teraz jedziemy do Riobamba, stolicy prowincji Chimborazo, polozonej ok. 30 km na poludniowy wschod od szczytu. Miasto to jest otoczone jeszcze szczytami kilku innych wulkanow. Po drodze zatrzymujemy sie jeszcze w malej wiosce przy drodze, bo widzimy, ze odbywa sie tu akurat jakas impreza. W wybudowanej z drewna na ta okazje prowizorycznej arenie jest duzo ludzi, gra muzyka i czesc z nich tanczy, niektorzy przebrani w kolorowe kostiumy. Niektorzy mezczyzni sa juz tez mocno podpici.
Jest to cos w rodzaju naszego odpustu, ku czci jakiejs lokalnej dziewicy (podobno kazda wioska ma jakas taka patronke). Jutro maja sie tu odbywac walki bykow.
Riobambe, gdzie spedzimy jedna noc, osiagamy przed zmrokiem. Przejezdzajac przez miasto widzimy na wschodzie osniezony wulkan El Altar. W miedzyczasie zbiera sie znowu wiecej chmur na niebie.  

  • Ekwador 1527
  • Ecuador 1424
  • Ecuador 1440
  • Ecuador 1444
  • Ecuador 1407
  • Ecuador 1401
  • Ecuador 1409
  • Ecuador 1411
  • Ecuador 1412
  • Ecuador 1421
  • Ecuador 1410
  • Ecuador 1416
  • Ecuador 1430
  • Ecuador 1434
  • Ecuador 1447
  • Ecuador 1450
  • Ecuador 1446
  • Ecuador 1425
  • Ecuador 1429
  • Ecuador 1449
  • Ecuador 1467
  • Ecuador 1474
  • Ecuador 1488
  • Ecuador 1490
  • Ecuador 1494
  • Ecuador 1510
  • Ecuador 1495
  • Ecuador 1520
  • Ecuador 1528
  • Ecuador 1534
  • Ecuador 1543
  • Ecuador 1548
  • Ecuador 1549
  • Ecuador 1555
  • Ecuador 1554
  • Ecuador 1564
  • Ecuador 1567
  • Ecuador 1572
  • Ecuador 1576
  • Ecuador 1577
  • Ecuador 1579
  • Ecuador 1568
  • Ecuador 1578