Dzisiaj mamy w planie wedrowke po ok. 30 km na polnocny-zachod od Cuenca polozonym Parku Narodowym El Cajas. Rano jest znowu pochmurno, a w drodze do El Cajas zaczyna padac deszcz. Jedziemy stale pod gore i coraz czesciej mgla spowija nasza droge i okoliczne wzgorza. Zaluje, ze pogoda jest taka niezbyt zachecajaca do wedrowek, a przede wszystkim zla do fotografowania. Tak cieszylem sie na zdjecia pieknych krajobrazow parkowych. Ale taka pogoda jest tu chyba dosyc typowa, jak widze na malej wystawie zdjec w schronisku, od ktorego bedziemy rozpoczynac nasza wedrowke.
Park Narodowy obejmuje obszar okolo 30.000 hektarow i na jego terenie znajduje sie wiele interesujacych szlakow turystycznych, wiodacych wsrod skapo porosnietych gor i okolo 270 znajdujacych sie tu jeziorek i lagun.
Okolo godz. 10, gdy rozpoczynamy nasza wedrowke, deszcz troche ustaje, ale jest jeszcze lekka mrzawka i otaczajace nas zbocza traca sie czesciowo w nisko lezacej mgle. Teren jest lekko bagienny, miejscami grzaski, porosniety trawami, pewnym rodzajem roslin podobnych do agaw i inny niska wegetacja charakterystyczna dla strefy paramo. Wedrujemy przez tereny plozone na wysokosci okolo 3800-4000 m. Cala otaczajaca nas sceneria - roslinnosc i pogoda - nadaje temu krajobrazowi niesamowita i bardzo ciekawa atmosfere. Mysle w drodze, ze taki nastroj lepiej tu nawet pasuje, niz sloneczna pogoda. Szlak wiedzie raz w gore, raz w dol, brzegami roznych jeziorek i stawow. Ciagle ukazuja sie naszym oczom nowe widoki i inne perspektywy tego tak niezwyklego krajobrazu. W pewnym momencie wchodzimy w ciemny las splatanych ze soba pni i galezi charakterystycznych drzew polylepis, posiadajacych lsniaca czerwonawo-brazowa kore. Jest to prawdziwy czarodziejski las :-)
W innym malym lasku robimy sobie kolo poludnia piknik. Pogoda o tyle sie poprawila, ze nie pada juz deszcz - najwyzej tylko od czasu do czasu troche pokapie - a i mgla tez juz sie w duzym stopniu rozeszla. Ale jest nadal bardzo zimno, momentami tez wietrznie. Jestem zapakowany w polara, ciepla kurtke, kapuze na glowie. Pozniej pokazuje sie chwilami slonce, ale szybko znowu znika za chmurami.
Okolo godz. 15 docieramy do szosy prowadzacej przez park, gdzie czeka juz na parkingu nasz autobus. Wedrowka dzisiejsza dosyc mnie wyczerpala - to chyba ta wysokosc, ale i deszcz i wiatr no i te obledne widoki :-) Godzine pozniej wracamy do naszego hotelu. Po krotkim tylko odpoczynku udajemy sie znowu do centrum Cuenca. Wedrujemy podobnie jak wczoraj po starych uliczkach, robimy male zakupy na jutro, odwiedzamy kilka sklepow z pamiatkami. W centrum miasta odbywa sie jakas demonstracja. W miedzyczasie zapada zmrok. Wlasnie wylaczono tez prad w calej dzielnicy. Jest to ostatnio bardzo czeste zjawisko w Ekwadorze - przezylismy juz to tez kilkakrotnie w Quito. Poniewaz juz od dlugiego czasu panuje susza w Ekwadorze (dziwne, ze ostatnio przezylismy tyle opadow ;-) ), sa braki energii i w miastach wylaczany jest w godzinach wieczornych prad, tak na 2-3 godziny.
Wchodzimy do katedry, ktora jest tez calkowicie ciemna. Tylko nieliczne swiece daja troche bladego swiatla - na tyle aby nie zderzyc sie z innymi osobami.
Zwlaszcza, ze zbliza sie nabozenstwo i do kosciola wchodzi coraz wiecej ludzi.
Czekamy kiedy wlacza znowu prad, bo chcemy pojsc na kolacje do jakiejs restauracji, ale nadal jest ciemno. W koncu decydujemy sie na polecana nam typowa ekwadorska restauracje bezposrednio obok katedry, ktora jest licznie odwiedzana przez miejscowych. Glosno pracujacy generator daje wprawdzie troche swiatla, ale prawie uniemozliwia rozmowe. W restauracji wisi na scianach wiele starych, wyblaklych zdjec, caly wystroj jest zreszta ciekawy - siedzimy na takim balkoniku na pierwszym pietrze - przed naszymi oczami wisi zyrandol zrobiony ze skorup rozbitych talerzy, powyginanych widelcow, lyzek i nozy.
Jedzenie jest smaczne, i rowniez soki, ktore naleza juz do naszego stalego repertuaru w Ekwadorze. Siedzi sie tu bardzo fajnie, szkoda tylko, ze te generatory robia tyle halasu. Po smacznej kolacji kierujemy sie ciemnymi uliczkami w kierunku naszego hotelu. Nagle generatory cichna i pojawiaja sie znowu swiatla na ulicy i w sklepikach. Ale jednoczesnie widze, jak gasna swiatla przed nami. No tak, a wiec nasz hotel lezy teraz w ciemnosciach i tak bedzie tez przez nastepne 2 godziny. Na szczescie tam tez maja glosne generatory, a w pokoju sa na ta ewentualnosc lampy zasilane akumulatorami.