Hacjenda, w ktorej nocujemy, polozona jest na wzgorzu powyzej terenu wykopalisk archeologicznych w Ingapirca. Idac na sniadanie widze wiec niedaleko w dole ruiny piekne oswietlone swiatlem poranego slonca. Pogoda jednak bardzo szybko sie zmienia. Gdy po sniadaniu docieramy do wejscia na teren ruin nie widac juz prawie niebieskiego nieba - w miedzyczasie nadciagnely chmury i mgla i zaslonily calkowicie slonce. Szkoda.
Przy ruinach Ingapirca (= "kamienny mur Inkow") spedzamy niecale 1,5 godziny. Teren ten nie jest zbyt rozlegly, ale sa to najbardziej znaczace w Ekwadorze slady cywilizacji Canari, rozbudowane pozniej przez Inkow. Dokladne przeznaczenie budowli nie jest jeszcze calkowicie rozszyfrowane. Przypuszcza sie, ze byla to nie tylko twierdza lecz i miejsce kultu. Najlepiej zachowana a raczej odrestaurowana budowla to owalna swiatynia slonca.
Po zwiedzeniu Ingapirca udajemy sie w dalsza droge na poludnie w kierunku slynnego miasta Cuenca. Trasa prowadzi przez interesujace krajobrazowo gorzyste tereny, ktore w duzej czesci sa rolniczo zagospodarowane. Pozniej przejezdzamy przez malowniczo na zboczach polozone miasto Biblian (nazwane tak od slowa biblia) a chwile po tym przez stolice prowincji - Azogues. W miedzyczasie chmury staja sie rzadsze i od czasu do czasu przeswituje slonce.
Okolo poludnia docieramy do Cuenca. Tutaj zatrzymujemy sie najpierw na przedmiesciach i zwiedzamy znana fabryke kapeluszy panamskich Homero Ortega. Kapelusze te - wbrew nazwie - wywodza sie wlasnie z Ekwadoru, szczegolnie z prowincji Azuay, ktorej prowincja jest Cuenca. Tutaj wlasnie znajdowaly sie i znajduja najslynniejsze manufaktury. Poczatki tych kapeluszy wywodza sie z 1630 roku. Nazwe swoja zawdzieczaja podobno faktowi, ze podczas budowy kanalu panamskiego robotnicy uzywali tych kapeluszy do ochrony przed sloncem i w ten sposob dotarly one tez do Europy i rozpowszechnily sie na swiecie. Wielu prominentow nosilo te wlasnie kapelusze. Kapelusze panamskie plecione sa z pewnego gatunku rosliny palmopodobnej (toquilla) przez kobiety na wsi, a w fabryce, ktora zwiedzamy ,poddawane sa nastepnie dalszej obrobce i uszlachetnieniu. Ceny ich siegaja w zaleznosci od stopnia delikatnosci i precyzji wykonania od kilkunastu do wielu tysiecy dolarow.
Po ogladnieciu manufaktury, muzeum i wystawy najrozniejszych kapeluszy panamskich udajemy sie do naszego hotelu polozonego w starym miescie. Hotel La Posada del Angel znajdujacy sie w starym przytulnym budynku nie na darmo nosi taka nazwe. Wszedzie znajduje sie mnostwo roznych kiczowatych dekoracji przedstawiajacych aniolki - figurki, rozne obrazki itp. Ustawiona niedaleko recepcji choinka bozonarodzeniowa tez jest odpowiednio udekorowana. W sumie wygloda to calkiem przyjemnie.
Po poludniu udajemy sie pieszo do centum miasta, wpisanego ze wzgledu na swoja historyczna zabudowe na liste dziedzictwa kulturowego UNESCO. I faktycznie jest tu wiele starych i ciekawych budowli, sporo kosciolow, wsrod ktorych dominuje jednak bezsprzecznie nowa katedra z jej licznymi kopulami, bedaca symbolem poludnia Ekwadoru. Przy ladnej pogodzie chodzimy uliczkami miasta i przygladamy sie zyciu jego mieszkancow. Interesujace jest, ze w centrum miasta wszystkie ulice przebiegaja rownolegle i prostopadle do siebie i ze panuje na wszystkich ruch jednokierunkowy. Chcac wiec dojechac pod jakis wskazany adres trzeba dokladnie wiedziec, jak tam dotrzec, mogac jechac zawsze tylko w jednym kierunku. Po zapadnieciu zmroku wracamy do naszego hotelu. Mamy szczescie, bo chwile pozniej zaczyna lac, jak z cebra.