Docieramy do Belgradu po południu i od razu postanawiamy spędzić tu tylko parę godzin - czas się kurczy, a nas ciągnie teraz do Kosowa. Jazda przez miasto to niezła przygoda - rondo w centrum to jakiś komunikacyjny potwór, ale wspólnymi siłami udaje nam się je pokonać (dzielna Kazik za kierownicą!) i dotrzeć na parking. Chodzimy tu i tam, zupełnie bez planu, gdyż wciąż nie mamy mapy ni przewodnika. W zasadzie atrakcje do przewidzenia - cerkwie, targ, spacerowy bulwar, rzeka oraz zupełnie nowy rodzaj srandy. Belgrad szalenie nam się podoba, jest jakąś zaskakującą sumą starego i starszego, pomieszaniem piękna i kiczu, w dodatku ma klimat, no klimat jak dzwon.
_______________________
Warto zjeść:
burek (z mięsem lub serem) - ok. 60 dinarów