Podróż ¿Ecuador, mi amor? - Lecimy do Quito



2010-01-16

 Lecimy dzisiaj do Quito. Wstaliśmy wcześnie. Krzysztof chciał kupić jeszcze maskę i fajkę do snoorkowania. Przymierzał dzień wcześniej, ale nie był zdecydowany. Dopiero w drugim sklepie podjął decyzję, że ta pierwsza była najlepsza. A zatem, wymeldowaliśmy się i pojechaliśmy do centrum. W Denny's znów śniadanko przed wejściem do sklepu.

 Oddaliśmy samochód. Dobrze, że wcześniej niż zamierzaliśmy. Wylot do Quito był o 15.30. Na lotnisku spędziliśmy prawie trzy godziny. Weszliśmy do samolotu. Widziałem jak do luku wjeżdżają nasze walizki. Ufff! To znaczy, że pewnie uda się je odebrać na miejscu.

 Widać po starcie, z góry Miami Beach i South Miami. W samolocie dostaliśmy posiłek. Prawie cztery godziny lotu wzdłuż południka w dół.

 Dolatujemy po zachodzie słońca. Szkoda. Nie widać jak pięknie jest położone Quito. Miejmy nadzieję będzie czas i okazja zobaczyć je z góry w dzień.

¡Bienvenidos en Ecuador! Sympatyczna pani oficer wdrukowała wizę do paszportu. Możemy być trzy miesiące. Może to się przyda? Jak nam się spodoba to przedłużymy pobyt.... Tylko żartowałem :)

 Odebraliśmy walizki. Wiedzieliśmy od pani Haliny, że najlepiej wziąć taksówkę. I tak zrobiliśmy. Kierowca był uprzejmy. Taksówka z reklamami na ekraniku... jak w Warszawie. Dowiedziałem się, że la cucaracha może przeżyć bez głowy nawet 10 dni, albo gdyby ktoś krzyczał przez 6 lat 7 miesięcy i 8 godzin to wyemitowałby tyle energii, że wystarczyłoby do podgrzania filiżanki kawy. Człowiek to się uczy jednak całe życie, a zwłaszcza w podróży :)

 El conductor znał adres hotelu i bez kręcenia po mieście podwiózł nas na miejsce. Na ulicach pełno samochodów. Jest sobota wieczór. Fiesta, słychać głośną muzykę.

 Pani Halina czekała na nas. Przyjęła nas serdecznie. Kawałek Polski daleko od kraju. Dostaliśmy po filiżance smacznej herbaty, która jest uprawiana w Ekwadorze, a potem uzyskaliśmy informacje jak postępować wcześnie rano w drodze na nasz rejs do Wysp Galapagos. Zobaczymy się na krótko po naszym powrocie, a przed wyprawą do amazońskiej dżungli.

 Szybkie pakowanie na jutro. Walizki z częścią rzeczy zostają w hotelu, który stał się naszą bazą wypadową w Quito na czas pobytu w Ekwadorze. Skromni właściciele nie chwalą się (pani Halina i pan Walter), ale to stąd Jacek Pałkiewicz ruszył do źródeł Amazonki. Byli tu też Wojciech Cejrowski i Beata Pawlikowska. 

 I jak plecak turystyczny był już gotów i drugi ze sprzętem foto, mieliśmy chwilę na rozrywkę. W jadalni stoi dostępny komputer z internetem. Doinstalowałem polską klawiaturę do hiszpańskich Windows. Tylko godzina już późna, bo zrobiła się północ, a wstajemy o 4.00, żeby dojechać na lotnisko krajowe. O 6.30 lot na „żółwie” wyspy. Dlatego czytanie maili i wrzutka na Kolumbera była bardzo krótka. O ile jeszcze tekst jest łatwo napisać, to obrabianie zdjęć z jakością do jakiej przywykłem trwa godzinami na laptopie Chrisa. Teraz będą nieliczne, ale po powrocie z wyprawy obiecuję duuuużo więcej.

 Równie szybkie czytanie internetu. Miałem napisany duży fragment tekstu w samolocie, ale bez polskich znaczków na pocket PC i musiałem poprawić. Zdołałem trzy akapity i stąd wiecie, że dolecieliśmy do Miami. Resztę tekstu już poprawioną wrzucę jak tylko będziemy mieli dostęp do sieci. Na naszym jachcie jest stale prąd i możemy bez problemu ładować akumulatory. I tylko wena potrzebna do pisania, bo wrażeń mnóstwo, a człowiek zmęczony po dniu pełnym wrażeń.