Po szybkim zwiedzaniu zamku w Nidzicy postanowiłem nie jechać jeszcze na południe, lecz skręciłem na zachód drogą nr 563 do zamku w Golubiu. Nigdy w nim nie byłem, więc wiele sobie obiecywałem po wizycie w tym medialnym zamku.
Początkowo znajdował się tu gród drewniany strzegący przeprawy przez Drwęcę, który w 1293 roku na drodze wymiany pomiędzy biskupstwem włocławskim a Zakonem znalazł się w granicach państwa zakonnego. W latach 1305-1311 wzniesiony z cegły jako siedziba komtura. Zniszczony w czasie wojen szwedzkich i w XIX wieku, kiedy w 1867 huraganowy wiatr zawalił częściowo attyki. Po wojnie, w latach 1959-1967, zamek został odbudowany i odrestaurowany w stylu renesansowym. Obecnie mieści się tu muzeum, hotel i restauracja.
Wjechałem na wzgórze zamkowe i patrzę , a tu pusty parking. Żadnych pojazdów. Naiwnie pomyślałem, że to dobrze i będę sam zwiedzał ten ładnie się prezentujący w słońcu krzyżacki zamek. Nie zdążyłem jeszcze podejść do armat stojących nieopodal zamku, a już wyskoczyła ochrona. I zaczęła mnie stamtąd wyganiać. Jakież było moje zdziwienie , gdy usłyszałem, że zamek jest zamknięty na 3 dni z powodu ślubu. I nikt nie może przeszkadzać parze młodej zwiedzając nie tylko wnętrza, ale również dziedziniec. Młodym małżonkiem był jakiś starszy Szwed. Co za czasy. Najpierw niszczą zamki, a jak je odrestaurujemy to wynajmują. Przynajmniej małżonka tego Szweda była z Polski. Brawa dla dyrektora, czy kustosz zamku za udane działania marketingowe.
Ocena – 1 dla armat sprzed zamku.