Ta relacja jest w trakcie całkowitej i dogłębnej przebudowy, więc nie dziwcie się, że coś tu nie gra;-)
W zasadzie przygoda (tak, tak... nie ukrywam, że dla mnie była to przygoda) zaczęła się już w Birmingham, od... urwanego skrzydła. OK, przesadziłem. Nie całkiem urwanego, ale tak trochę. Odrobinkę tylko. No zahaczył jakiś osioł prowadzący wózek ze schodkami o końcówkę skrzydła i samolot do lotu już się nie nadawał.
Wysiadka i prawie pięć godzin czekania na kolejny samolot. Bez "przepraszamy", jakiejkolwiek kanapki, czy marnej butelki wody. Ot... Ryanair... Czego więcej się po nich spodziewać? Może tylko kosmicznie oszukańczych cen biletów.
[dla ciekawych, rozliczenie biletu dla dwóch osób:
- 31.56 GBP Total Fare
- 88.76 GBP Taxes, Fees & Charges
- 40.00 GBP Passenger Fee: Checked Bag(s)
- 20.00 GBP Passenger Fee: Web Check in
- 20.00 GBP Passenger Fee: Debit Card Fee
- 200.32 GBP Total Paid
...i nie chodzi, bynajmniej, o to, że drogo! Sto funtów na głowę, to cena jak najbardziej dopuszczalna i akceptowalna. Perfidia Ryanair'a tkwi w chamskich i bandyckich dodatkach do ceny. A mówiąc jeszcze ściślej, w ich wysokości.
Opłaty lotniskowe i podatki? Luzik, każdy je płaci. Ale... Opłata za bagaż? Trzydzieści funtów za piętnaście kilogramów? Żart! W bardzo złym guście. Opłata za płatność kartą? Jasne, jest wszędzie, ale nie w wysokości dwudziestu (!!!) funtów, czyli +/- stu złotych!
Nic to... Ulżyłem sobie...]
Później był Gdańsk, w którym nie działo się nic, poza tym, że Duzinek machała do przelatujących samolotów, a Papa Zwierz delektował się kawą u Zwierza Starszego, oczekując niecierpliwie przylotu Syna Marnotrawnego.
Dalej Pasłęk - dom rodzinny, z którego kilka fotek na końcu. Długa... brak mi słów jak długa... podróż pociągiem do Białegostoku - to z kolei rodzinne miasto Pani Zwierzowej.