Podróż Dromofobia - No worries



2009-06-01

Środa


Przylecieliśmy do Melbourne, włożyliśmy na nosy okulary przeciwsłoneczne i jak zombie przeszliśmy kilka mil do hostelu, utyskując i bojąc się, ze plecaki już na dobre zrosną nam się z ciałem. Zamiast wziąć tramwaj, jak normalni ludzie. Całą poprzednią noc, spędzoną na lotnisku w Auckland, przegadaliśmy z Tomkiem i Ania, którzy lecieli na Samoa. Ludzie wokół spali na ławkach próbując oszukać oczekiwanie na poranny samolot, pragnąc zahibernowac się na kilka godzin, wtopić w szczelinę za wibrującym automatem do kawy, a my nie mogliśmy opanować chichotu, który towarzyszył wymienianym opowieściom. Cala noc nie zmrużyliśmy oka. Stąd zombie.


Dzięki Bogu za luźne zasady panujące w hostelach w Australii! Już o 11 mogliśmy się zamelinować w pokoju i odespać.


Rześcy wyruszyliśmy na obchód miasta, który zaczął się od dzielnicy Fitzroy. Okazała się później naszym ulubionym miejscem w Melbourne, być może przez podobieństwo do krakowskiego Kazimierza. Wyglądała jakby ktoś powybierał najfajniejsze kafejki, bary i odjechane sklepy ze wszystkich miast jakie do tej pory widzieliśmy i ustawił je w szeregu na jednej ulicy. Spojrzeliśmy na siebie i zgodnie wybełkotaliśmy: nice!


Czwartek


Zwiedziliśmy kolekcje sztuki aborygeńskiej, która jest tyle interesująca, co trudna w odbiorze. Szczęśliwie podsłuchaliśmy kilku przewodników, objaśniających symbolikę tych obrazów-opowieści. Symbole maja znaczenia, znaczenia układają się w historie. Te, które odnoszą się do plemiennych legend i mitów emanują niesamowitą energią, z tych, które opowiadają wygnanie Aborygenów wgłąb kontynentu bije smutek. Wstęp jest bezpłatny. Duże są wyrzuty sumienia.
Wczorajszy durny spacer pomógł nam powziąć decyzje o odesłaniu kilku zbędnych rzeczy do Polski. Samochód w Nowej Zelandii sprawił, ze straciliśmy kontrole nad waga bagażu. Plecaki trzeba odchodzić, to także świetny moment na upolowanie i wysłanie upominków. Tylko jak trafić na coś wyjątkowego i w przystępnej cenie? Dylematu ciąg dalszy i piwo na Brunswick Street (czyli na Fitzroy).


Piątek


Poranny wypad do St. Kilda, czyli "podmiejskiego kurortu, w którym melbernczycy spędzają wolne dni na moczeniu się w zatoce, wygrzewaniu na plaży i konsumpcji gigantycznych porcji jedzenia". Rozczarowująco pusto i w remoncie.


Wizyta u fryzjerów. Oczywiście na Fitzroy. Maja u starej baby, Adrian u młodego Włocha. Oboje wrócili z nowymi, modnymi na antypodach fryzurami. Zadowoleni.


W związku z nowym wizerunkiem wyskoczyliśmy wieczorem na Fitzroy (sic!), wypiliśmy po Żywcu (ha!) i obejrzeliśmy afrykański koncert. Miło. Brakowało tylko australijskiego elementu. No worries, na pewno się odnajdzie w dalszej części relacji.


Sobota


Poszukiwania prezentów ciąg dalszy. Poszliśmy na targ i nie mogliśmy oderwać wzroku od polskich kabanosów. Nareszcie. Steki z kangura i kiełbasa z krokodyla. Nie jesteśmy jeszcze na to gotowi.


Pomimo wyraźnego oporu Adriana, który argumentował, ze nie warto i nic ciekawego, pojechaliśmy do Docklands, w którym akurat rozpoczął się festiwal ognia. Melbourne prawie się spaliło w ostatnim, corocznym wielkim pożarze. Było sympatycznie, a fajerwerki były wystrzeliwane z 25 rozmieszczonych na zatoce lodzi. Temperatura ok. 5 stopni.
Później pobiegliśmy do kina na "Samsona i Delilah" - australijskie objawienie festiwalu w Cannes. Jak napisał krytyk: pozostawi posiniaczone serce, ale i nadzieje na poprawę. Maja mówi, ze posiniaczone serca długo dochodzą do siebie.


Niedziela


Kupiliśmy pamiątki i zaczęliśmy się martwic o pudło, do którego to wszystko zdołamy zmieścić.


Poniedziałek


Na poczcie nie maja pudla wystarczająco dużego, żeby pomieścić nasze rzeczy. Wyżebraliśmy wielkie pudło ze sklepu sportowego, które po tuningu nadało się znakomicie. Paczka popłynęła przez oceany. Maja mówi, ze już jej nigdy nie zobaczymy. Adrian wierzy we wszechobecne australijskie "no worries, mate". Skoro oni są tacy spokojni, to widocznie nie ma się czym martwic.


Lecimy na wschodnie wybrzeże, nie dowierzając, ze spędziliśmy tyle czasu w jednym miejscu.

  • Rimg1704
  • Rimg1709
  • Rimg1715
  • Rimg1728
  • Rimg1743
  • Rimg1744