Podróż Syberia 2008 - Syberyjska metropolia



2009-12-13

 

Czwartek

4 sierpnia 2008

06:30

Dotarliśmy do Irkucka. Wyszedłem trochę na durnia, bo zaczęłem budzić ludzi dwie godziny za wcześnie (zapomniałem, że w pociągu panuje czas moskiewski, a nie lokalny). A tak w ogóle to dość dobrze znosi się zmianę czasu... Jestem o siedem godzin starszy niż Polacy!

Prowodnik pochwalił nas, że tak wzorowo, bez napomnień oddaliśmy pościel. W drodze non stop padał deszcz.

Stacja Irkuck przywitała nas mgłą, przywołującą sowiecką wizję tego miasta. Można było popstrykać ciekawe zdjęcia: miasto we mgle. A jednak jakoś przeraża mnie ta azjatycka metropolia. Ponieważ przybyliśmy tu około 4:00 rano i nie byłoby rozsądnie włóczyć się po mieście, Paweł, który był tu przed rokiem, zaproponował, byśmy przeczekali ten czas w całodobowym, pobliskim barze. Większość pasażerów z pociągu siedzi teraz znużonych podróżą, brakiem snu... Ciekawe, ilu ludzi w kraju zazdrości nam nie wiadomo jakich przygód... Powoli widać świt, na ulicach ożywia się ruch, brudne stare samochody, wałęsające się stado bezdomnych psów – chłopaki śmieją się, że będą z nich kebaby.

 

20:21

Irkuck

Wyjątkowo brzydka i nieprzyjazna – nie tylko oku – metropolia... Idąc rankiem na dworzec autobusowy mijaliśmy tak brudne, stare, zniszone domy, że było to aż nierealne. Tylko okiennice dawały wrażenie życia tych miejsc. W jednym z zaułków mijaliśmy jakichś meneli, butelki mieli do połowy opróżnione, wokół nich mnóstwo szkieł, tylko czekać, jak w naszą stronę poleci jakiś „tulipan”. Dziki ruch na drogach, bez przerwy słychać trąbiące na wszystko klaksony, przejść na drugą stronę ulicy znaczy przebiec w strachu po pasach, tylko, że tych najczęściej nie ma. Tylko rzeka Angara jakaś tu spokojna, otulona mgłą wiedzie wzrok tam, dokąd zmierzamy. Strasznie zimno (+7°) – faktycznie, to już nie tylko z nazwy Syberia. Centrum miasta – pomniki misternie posprzątane jeszcze o świcie, czuwa nad tym specjalna brygada porządkowa. Zatrzymaliśmy się pod cerkwią, wyglądała na opuszczoną, ale ktoś wyczytał w przewodniku, że po latach zapomnienia i dewastacji oddano ją z powrotem „do użycia”. Dzielnice to place budowy, błoto, pobite szyby w budynkach, wszelkiej rasy ludzie na ulicach. Zdarzają się i nowe budynki, potężne wieżowce, luksusowe banki, sunące jezdnią eleganckie samochody, jednak w zestawieniu ze slumsami, autobusami błagającymi    o złomowisko, daje to jeszcze bardziej ponurą wizję tego miasta.

Dzięki temu jeszcze dobitniej człowiek rozumie, że Rosja to kraj kontrastów, dwubiegunowości...

Na tutejszym targu kupiliśmy parę garnków. W prowiant na czas pobytu nad jeziorem zaopatrzyliśmy się w supermarkecie tuż przy dworcu autobusowym, gdzie przystanęliśmy ze swoimi nadludzkich kształtów plecakami. A dworzec? Lepiej nie mówić… Nie wyobrażam sobie, że można tu przeżyć noc...

bezproblemowo. Mniej tanio, ale równie szybko Udało nam się załatwić rejstrację w hotelu Angara – 200 rubli od osoby, szybko i udało wynająć się dwie marszrutki, którymi chcieliśmy dostać się do Bolszych Gołoustnych, nad Bajkał. Dwóch szemranych typów zaśpiewało 7000 rubli za przewóz; po dojeździe nie dziwiliśmy się, dlaczego tak drogo sobie zażyczyli. Zapakowali nas po sześć osób do busika – UAZ-a i w jakiś koreański „ogórek”.

 

  • na dworcu autobusowym
  • wymarsz z dworca kolejowego
  • Irkucki dom
  • W drodze nad Bajkał