17:00
Pierwsza stacja Wiekowka. Kupiłem od babuszki za 70 rubli 2 kotlety, kartofli z 6, 1 pomidor, 3 plastry ogórka, kromkę razowego chleba. Całość jeszcze ciepła, w tacce, owinięta w folię i gazetę (jest artykuł o katastrofie tunguzkiejJ). Jakiś gość namolnie wciskał mi kieliszki za 200 rubli – nad Bajkał jak znalazł ;). Mam tylko nadzieję, że nie zatruję się tym jadłem.
Jurgen studiuje mapę i rozpiszę, gdzie się zatrzymujemy, reszta (duża) czeka na otwarcie kibla (zamykają i otwierają 10 minut przed i po stacji, rospiska wisi na drzwiach). Za oknem las – brzoza, dużo połamanej, i świerk.
Domy w 85 % drewniane, pola ze zbożem tylko raz widziałem. Większość pasażerów śpi (ciekawe, co będą robić w nocy?). Jurgen skończył studiować mapę, ogląda teraz gazetę z „gołą babą”- Krzychu z obiadem dostał.
17:48
Obliczyłem szybko na palcach, że 1/3 drogi za nami!
18:18
Murom za nami, właśnie przejeżdżaliśmy rzekę Okę (jak Wisłę szeroką).
18:55
Jedzie z nami (w 8. wagonie) dwoje młodych Polaków: „Miszka” i Jaga, też na zaćmienie, a później do Mongolii. Jaga jest z Limanowej, studiowała kiedyś medycynę i zrobiła nam krótkie szkolenie o chorobach (dur brzuszny, tężec). Ma ze sobą nieźle zaopatrzoną apteczkę. Może się nie przyda... Jedzie za pożyczone pieniądze, a po powrocie (we wrześniu dopiero!) idzie do jakiejś pracy, by spłacić długi. Pozytywna osoba, świetnie się z nią rozmawia.
19:05
Marcin B (Kranik), by pojechać na zaćmienie a później do Władywostoku, zwolnił się z pracy! Pracował w Anglii przy naprawie komórek. Jest w nim głód życia, za rok chce jechać na Kaukaz, by zdobyć Elbrus.
21:53
Kolejna stacja – Sargach. Ceny jedzenia trochę spadły. Kupiłem od jakiegoś chłopaka kilo jabłek za 20 rubli, trzeba porcję witamin dać organizmowi. W przedziale duszno trochę, dzieci piszczą, Burza trochę wkurzony, spać nie może. Sąsiedzi z dołu to uczciwi ludzie, wypadło mi parę rubli – od razu oddali. Ale gość upomniał mnie, żeby nie siadać na jego łóżku (na innych siada się bez pytania), przeprosiłem i obiecałem, że to ostatni raz. Pociąg ruszył, tualet otwierają za 10 minut, wtedy też zaczniemy piwo.
22:56
Stacja Shemerlic. Temperatura +15°C. Towarzystwo zebrało się tuż przy pryczy Jurgena, ale po około godzinie kobieta chciała położyć dziecko spać, więc rozeszliśmy się. W ogóle Rosjanie są uprzejmi, ale jak ktoś zakłóca im spokój, zwracają uwagę bez ceregieli.
Środa
30 lipca 2008
8:02
Jakoś po pierwszej w nocy mijaliśmy rzekę Wołgę, tyle, że nie napatrzyliśmy się na nią, bo akurat towarowy jechał z przeciwka. Siedzieliśmy w „gablocie” koło kibla do 1:30, ale przyszła prowodnica i stanowczym tonem kazała rozejść się i iść spać. Nikt nie oponował...
Za oknem lasy iglaste, nadal płasko. Widziałem jakąś wieś, domy tym razem tylko z cegły. W pociągu niemal wszyscy śpią, radio włączyli chyba na znak, by wstać. Modern Talking na topie!
8:41
Minęliśmy stację Sarapuł - 1153 km od Moskwy. Tuż za miastem płynęła jakaś odnoga Wołgi. Dziś czekają nas tylko dwa dłuższe postoje o 15:30 (nie pamiętam nazwy) i o 17:30 w Jekaterynburgu. Tam też będzie połowa drogi do Nowosybirska (całość to... 3193 km) i pierwsze miasto Azji.
Jeśli się dobrze orientuję, północno-wschodnia część nieba bezchmurna, pozostała w chmurach. Przez okno widziałem, jak tuż przy torach dwóch gości rozprawiało krowę, leżącą bez skóry. W Polsce przez 26 lat nie widziałem takiej sceny.
12:09
Powoli widać pofałdowania „przeduralowe”, na komórce sieć URALTEC. Coraz rzadziej widoczne wsie, a jeśli już coś jest, to drewniane domki pokryte eternitem. Na drogach niemal tylko radzieckie samochody (Łada, Uaz, Wołga). Właśnie mijaliśmy miejscowość o nazwie Chad.
Marcin i Anka mają biegunkę, mnie też trochę brzuch pobolewa, pierwszy raz od początku wyprawy. Towarzysze podróży grają w karty – poker. Widać znużenie podróżą.
14:12
Przystanek Krasnoufimsk – gdzieś w środku Uralu. Sam Ural to niewysokie porośnięte lasami wzgórza, trochę mało poruszające widoki jak na koniec Europy. Trochę pogodniej się robi, nie pada przynajmniej. Owo miasto to głównie ceglaste kamienice, bloków nie widać. Na obrzeżach drewniane domki, raczej nowe.
16:55
Stacja Dinaja – AZJA – Europa 40 km temu została. Kupiłem sobie obiad: 2 kotlety, 1 pieróg – 75 rubli. Postawiłem na łóżku, wracam i już go nie ma. Wyszedłem zobaczyć, co się dzieje na Słońcu (prowadzę codzienną obserwację plam), to Słońce weszło za chmury... Pięknie mnie Azja przywitała – kradną jedzenie i Słońce ;)
Teraz siedzę wk...ony. Wszyscy jedzą te frykasy od babuszek, a ja o chlebie... Po następnej stacji sobie urządzę wyżerkę. Obok siedzi dziewczyna i odkąd wsiadła, je chipsy, orzeszki, batoniki... Non-stop. Normalnie zmówili się czy co...
18:29
Za nami Jekaterynburg. Niczym nie zachwycające miasto (przynajmniej z perspektywy dworca). Na stacji totalna ignorancja przepisów, gazeciarze przechodzą przez tory, nawet pod pociągami. Nie ma babuszek (nie wiem, czy to jest tutaj zabronione), tylko dość tanie, solidnie zaopatrzone kioski. Pogoda zdecydowanie dobra, tylko gdzieś po drodze deszcz padał.
A! Znalazł się mój obiad! Zostawiłem go łóżko wcześniej, a mimo to nikt go nie wziął – zwracam honor tubylcom. Powiedział mi o tym syn właściciela łóżka. Z werwą i smakiem spałaszowałem cudownie odzyskana „zgubę”. Przybyło trochę pasażerów (na miejsce tych, którzy wysiedli, nie ma ani jednego niezajętego miejsca), głównie młode i urodziwe Rosjanki. Ależ one mają opaleniznę!
Za oknem, oprócz wszędobylskich drzew, widać w oddali sporo kominów fabryk i potężne słupy energetyczne.