Wtorek
16 sierpnia 2008
12:13
Nocą przejechaliśmy niemal połowę Białorusi; pociąg jechał w iście ekspresowym tempie... Teraz mija się jedynie pola i wsie. Widać, że i tu dotarł postęp. Kombajny, rolowana słoma, a nie kosiarki i kogutki zboża – jak się u nas o nich mówi. Domy małe, dość podobne w stylu do tych w syberyjskich wsiach, ale już w przewadze murowane.
Na dworcu w Brześciu ponownie dopadły nas babuszki z kuricą, blinami, pirogami i piwem.
Nie zarobiły jednak na nas – biednych turystach po trzech tygodniach podróży. Później półtoragodzinna zmiana rozstawu kół na standardy europejskie i oczekiwanie na odprawę celną. Konduktor zapytał się nas, czy nie przewieźlibyśmy mu po kartonie papierosów. Jako że mogliśmy, przystaliśmy na tę propozycję. Dostaliśmy za to po czekoladzie – zniknęły w imponującym tempie.
A odprawa wyglądała tak:
Co panowie zgłaszają coś do oclenia ?
Nie...
Alkohol, papierosy ?
Jedno piwo i karton papierosów.
Kawior ?
Nie!
I poszli do następnego wagonu.
Trochę dziwnie patrzyli się na zarośniętych trzytygodniowym zarostem chopaków, gdy porównywali zdjęcia paszportowe z ich właścicielami.
Polska przywitała nas od razu... bocianem. Coś niezwykłego – przez niemal sześć tysięcy kilometrów nie widziałem ani jednego, a tu w Polsce niespełna dwadzieścia kilometrów od granicy leci sobie.
Trochę jednak żal było rozstawać się z tymi ludzmi, ale pięknie się to odbyło.
Gdy już wysiadłem na dworcu w Siedlcach, każdy podał mi rękę przez okno.
Przechodzący starszy gość powiedział do mnie:
Co tak cicho żegnają?!
Zmęczeni podróżą – usprawiedliwiłem ich.
A skąd wracacie ?
Z Syberii...
O! To piękna sprawa... Zazdroszczę... i gratuluję !
I tak oto wyglądała podróż moich marzeń, mojego życia…