Szefowa domu dziecka w Gloucester napisala do nas wczoraj, ze pilnie mamy sie stawic, bo ma cos waznego do omowienia, o czym zapomniala nam powiedziec w czasie poniedzialkowego spotkania. No to wstalysmy wczesnie, kupilysmy torbe ciasteczek w Savonny’s i pojechalysmy – wielkim jeepem godzinę w pyle w jedna stronę – zeby sie dowiedziec, co to za wazna informacja.
No i w czasie dwudziestominutowej audiencji (tylko tyle czasu dla nas miala) oznajmila, ze zapomniala, ze nasz projekt musi byc skrocony z 2 tygodni do 5 dni i, ze jednak nie mozemy sie zatrzymac na swieta.
Niesmak po spotkaniu (pelnym nota bene rasistowskich uwag pod adresem pracownikow osrodka) zabijalysmy ostrymi liscmi cassavy z ryzem w Nix-nax, malenkiej restauracyjce przy Drzewie Bawelnianym.
W dodatku jakis podly komar gryzl nas cala noc, nic sobie nie robiac z przywiezionych z polski specjalnych repellentów.
Co za życie... idziemy szukać miejscówki na święta.