Podróż Sierra Leone - 11 minut!!!



2009-12-15

11 minut – tyle potrzeba klikowi aby przelecial z Sierra Leone do Stanów i wrocil ze strona startowa wordpressa - mojego drugiego pamiętniczka - na plecach. No cóż, nie przyjechałam tu surfować po sieci. Zreszta, wszystko wydaje sie tu plynac w afrykanskim tempie – umowienie sie na dziesiata, oznacza, ze Afrykańczyk przyjdzie o dwunastej, albo czternastej, albo szesnastej, albo nie przyjdzie wcale. Przestalysmy sie wiec przejmowac spozniajacymi ludzmi, ktorzy z tej, czy innej potrzeby chcieli sie z nami spotkac, z zasady czekamy 30 minut i ruszamy dalej, zgodnie z naszymi planami.

Od soboty mieszkamy w malutkim moteliku w Kissy, jednej z biedniejszych i slumso-podobnych (ale nie tak slumsowych jak np. Kroo Bay) dzielnic Freetown. Niektorzy twierdza, ze jestesmy szalone, ale dzieki temu mozemy na prawde dobrze obserwowac powolne zycie mieszkancow stolicy. Nie byloby to mozliwe z okien odpicowanych na sztorc 5-cio gwiazdkowych  hoteli w Lumley - przy plaży na zachodzie miasta.

Pierwsze dni byly dla nas na prawde trudne. Wszechobecny scisk, ludzie, ktorzy witali sie z nami i dotykali nas na kazdym (mam na mysli KAZDYM) kroku poczatkowo strasznie mnie irytowali, ale teraz przyzwyczaili sie do naszej obecnosci i sa po prostu sympatyczni – moze poza jednym czlowiekiem, ktory bezczelnie ukradl mi telefon w taksowce, a pozniej ja ukradlam go jemu, robiac chyba wiecej pisku (nie wiem, dlaczego tak jest, ale nauczylam sie juz, ze wysokie tony daja ogromna przewage w negocjacjach cenowych i sytuacjach konfliktowych) i wrzasku niz byl tego wart.
Ulice Kissy pelne sa hałd smieci, wszedzie leży duzo martwych psow. Wiecznie płonace wysypiska smieci upstrzone sa grupkami dzieci, szukajacymi rozrywki.

Noce sa natomiast ciemne i glosne. Wieczorny chlod przynosi ulge, ludzie wychodza na ulice, a te zamieniaja sie w gwarne kina, puby sportowe i miejsca rokwitu zycia towarzyskiego. We Freetown ciagle nie ma stalego dostepu do pradu ani sprawnej sieci energetycznej ale nasz bardzo uprzejmy wlasciciel hotelu wlacza nam na noc generator pradu, do ktorego podlaczony jest wiatrak, umozliwiajacy drobny ruch powietrza i podladowanie telefonow na korytarzu (jedyny kontakt w pokoju niestety nie dziala). O, i ciekawostka: czy wiecie, ze w tak upalnym miejscu, jak SL, wszystkie prysznice i krany maja lodowato zimna wode? 

Sobote spedzilysmy przeciskajac sie przez targ, w niedziele lapalysmy slonce spacerujac po calkiem ladnej plazy (Lumley beach), ale wierze, ze stac Sierra Leone na wiecej - przynajmniej tak twierdzi nasz przewodnik. W przyplywie instynktu poznawczego, zarzucilysmy wegańska diete na rzecz swiezo wylowionych krewetek.

Jesli chodzi o jedzenie, to w zasadzie Goska staje sie ekspertem ale szczegolnie przypadaja nam do gustu smazone plantany, chipsy plantanowe i morko – sniadaniowe kuleczki z mielonego ryzu i banana. Gosia probowala takze smazonej iguany i podobno smakuje niezle. Poki co – ze wzgledu na niski poziom sanitarny naszej dzielnicy – stronimy od lokalnych napojow i obstawiamy produkty miedzynarodowego koncernu z czerwonym logo.
Wczoraj wybralysmy sie w odwiedziny do domu dziecka w Gloucester, w ktorym bedziemy pracowac od piatku. Polozony w bajecznej dolinie, posrod prawdziwej dzungli (z szympansami, wezami i innymi), posrod wodospadow i gor, jest domem dla 19 dzieciakow w wieku od 10 do 22, ktore stracily rodzicow w czasie wojny. Pozostaja pod opieka dwoch sympatycznych kanadyjek, ktore w chwili naszego przybycia byly w trakcie organizowania sztucznej choinki.

Dzis do miasta zabralysmy sie "na usmiech" z pracownikami brytyjskiego osrodka szkolen militarnych i stad – po wizycie w dosc skromnym muzeum narodowym, bananowym muffinku w Salvonne’s Bakery (uwierzcie, sa fantastyczne!) – do Was pisze. Za chwile ruszamy do Poseh’s – restauracyjki, ktora wszyscy polecaja, a pozniej na chwile nad ocean. Lapiemy ostatnie wolne chwile na adaptacje do potwornej wilgotnosci, ogromnego halasu i prawdziwie rownikowych temperatur. Od piatku czeka nas niezla praca z dzieciakami.

Goska daje mi znac, ze przyssalam sie do klawiatury, wiec znikam i postaram sie dac znac w czwartek/piatek przed wyjazdem w gory.

Jesli predkosc sieci pozwoli, wgrywam tez kilka zdjec.

  • Cline Town, Freetown
  • Freetown
  • Kroo Bay