Podróż Sierra Leone - sercowe kłopoty Victora



2010-01-06

Postanawiamy zostać w Koidu dodatkowy dzień. Jest w tym mieście jakaś pozytywna energia i urok. Zawdzięczać to z pewnością należy ludziom, którzy je tworzą. Mój brzuch ma się już całkiem dobrze a do tego ostatniej nocy udało nam się kupić świeże plastry na oparzenie Gośki, więc nie ma potrzeby śpieszyć się do większego miasta.

Po śniadaniu zostałam chwilę na patio aby dopić kawę i uzupełnić pamiętnik. Nagle znikąd pojawia się znajoma, dziecięca twarz. To Steven Lamin! Ubrany w odświętną koszulkę przyszedł podziękować za opłacenie szkoły i pokazać cenzurkę z całkiem niezłymi ocenami i dobrą obecnością. Obydwie jesteśmy w szoku. Steven tłumaczy, że przeszedł całe miasto pytając o nas. Oczywiście, że musiał przejść - nigdy nie powiedziałyśmy mu, gdzie mieszkamy. Stawiam mu puszkę coli i słucham jego opowieści. Od Victora wiem, że trzeba będzie chłopcu jeszcze dokupić mundurek (Le30000, $7.5) i komplet książek(Le7000, $1.75), więc spodziewam się końca jego historii. Proponuję Stevenowi uczciwy układ. Jeśli dowie się dla nas, o której i skąd odjeżdża poda-poda do Kenemy, ile kosztuje i trwa podróż, zapłacę mu za szkolne zakupy. Jesteśmy umówieni wieczorem w hotelu.