Delhi znam najsłabiej ze wszystkich miast, które odwiedziłem w Indiach. Poza spacerami w okolicach Janpath Avenue, znanego z "Kamiennych Tablic" Żukrowskiego Connaught Place, wizytą na Palika Bazaar i zaliczeniem dzielnicy rządowej z monumentalną "Bramą Indii", postawioną w hołdzie indyjskim żołnierzom poległym w czasie I wojny światowej nie widziałem w zasadzie miasta. Wszystkie wskazane wyżej miejsca były w miarę blisko hotelu, w którym mieszkaliśmy, a większość czasu w ciągu pobytu zajmowały jednak sprawy zawodowe. Wygospodarowany dla siebie wolny dzień przeznaczyliśmy na całodzienną wycieczkę do odległej o 200 km Agry. Poświęciliśmy więc delhijski Kutub Minar, Grobowiec Hamajuna i Red Fort na rzecz Taj Mahalu i Czerwonego Fortu w Agrze.
Z samego Delhi najbardziej wryły mi się w pamięć tybetańskie kramy i zaklinacze węży na Janpath Avenue i stary żebrak siedzący przy wejściu do naszego hotelu. Każdego ranka, gdy wychodziliśmy na miasto potrząsał puszką, do której wrzucaliśmy mu kilka rupii. Później, w ciągu dnia nie prosił nas już o datki tylko kłaniał się i składał ręce w geście podziękowania za to, co dostał już rano. No i może jeszcze Connaught Place, które w rzeczywistości mocno odbiegało od wyobrażenia, jakie wyniosłem z lektury powieści Żukrowskiego - było w swoim charakterze bardzo "zachodnie" i nie kojarzyło mi się wcale z romantycznymi chwilami, jakie spędzali tu powieściowi bohaterowie, Isztvan i Margit.
Niestety, gdzieś zapodziały mi się delhijskie zdjęcia. Jeżeli przypadkiem wpadną mi w ręce, uzupełnię nimi słowną relację.