Podróż Polana Team (Beskid Niski 2009) - Dzień drugi



2009-10-10

W sobotni poranek budzi mnie głos Chrisa. W tym miejscu szkoda czasu na sen. Trzeba się zebrać, wypić gorzką kawę i w drogę. Jedziemy do Krempnej. Dzisiaj droga wygląda zupełnie inaczej niż wczoraj. Jesień zachwyca nas paletą barw, przy drodze drewniane łemkowskie chyże a w odtwarzaczu śpiewa Czerwony Tulipan.

Dojeżdżamy w końcu do skrzyżowania w Krempnej gdzie oczekuje na nas Yśka – piąty uczestnik naszej wycieczki. Jechała tutaj całą noc pociągiem z Torunia czym oczywiście wzbudza niekłamany podziw u pozostałych uczestników. Czego to ludzie nie robią z miłości do gór.

Zabieramy ekwipunek i ruszamy trasą, którą wybraliśmy jeszcze poprzedniego dnia wieczorem. Idziemy zielonym szlakiem w kierunku Przełęczy Hałbowskiej. W dole ślicznie prezentuje się otulona w poranną mgłę cerkiew pod wezwaniem świętego Kosmy i Damiana sprzed ponad dwustu lat. Do twarzy jej tymi z kolorami jesieni. Ostatnie spojrzenie na wzgórza Beskidu Niskiego i wchodzimy na teren obszaru ochrony ścisłej o nazwie Kamień. Teraz czeka nas długa droga przez las. Mijamy rude rydze, dzięcioła stukającego w sosnę i wielkie białe grzyby-mutanty. Dochodzimy do czerwonego szlaku, stąd już tylko niecałe 1,5 kilometra i lądujemy na polanie przy Przełęczy Hałbowskiej. Dopiero teraz spotykamy pierwszych ludzi. Nie są to jednak turyści lecz miejscowi zajmujący się ścinką drewna z tutejszych lasów. Wdajemy się z nimi w krótką pogawędkę na temat niedźwiedzi, które można spotkać na szlakach Beskidu Niskiego. Mijamy przełęcz oraz zbiorową mogiłę ponad tysiąca Żydów zamordowanych w czasie II wojny światowej i znowu wchodzimy w las. Idziemy łagodnie opadającym szlakiem czerwono-żółtym. Jesteśmy około 570 mnpm. Nie jest to wysokość imponująca ale nasza wyprawa z założenia miała być lajtowa. Nie chodziło nam przecież o zdobywanie wysokich szczytów lecz o sam kontakt z naturą, o podróż w nieznane, byle dalej a niekoniecznie wzwyż.

Żegnamy szlak żółty, który skręca na południe w kierunku miejscowości Kotań i dalej idziemy już tylko samym szlakiem czerwonym. Dochodzimy do drogi gruntowej i skręcamy w kierunku miejscowości Świątkowa Wielka. Niebo staje się coraz bardziej pochmurne i pogoda zmusza nas do założenia przeciwdeszczowych peleryn. W końcu wychodzimy z lasu na otwartą przestrzeń pól i łąk. Ten fragment trasy urzeka mnie najbardziej. Jesienny bezkres i niczym nie zmącona cisza. Nawet deszcz stopniowo przestaje padać. W Świątkowej zatrzymujemy się na smażonego pstrąga i inne specjały. Do tej pory przeszliśmy jakieś 14 kilometrów, w większości przez tereny położone na obszarze Magurskiego Parku Narodowego. W planach na dzisiaj mamy jeszcze dolinę Świerzówki ciągnącą się na południe od Magury Wątkowskiej. Pragniemy dojść do nieistniejącej już wsi Świerzowa Ruska i po drodze oglądnąć przydrożne kapliczki i olbrzymie, kamienne krzyże należące do najwyższych w Beskidzie Niskim (najwyższy mierzy 454 cm i waży 2 tony). Deszcz zamienił się już jednak w prawdziwą ulewę. A więc Świerzowa będzie musiała poczekać do czasu kolejnej wyprawy w Beskid Niski.

  • Niski1
  • Niski2
  • Niski3
  • Niski4
  • Niski5