Podróż 2000 kilometrów Meksyku - [San Miguel de Allende II]



2007-11-18

Jeśli o Querétaro pisałem, że jest bardzo kolorowe, San Miguel, na tej samej skali plasuje się jakieś cztery-pięć miejsc wyżej. To pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy. Druga, która jednak bardziej niż w oczy "rzuca" się w nogi, to ulice miasteczka. Mniej więcej połowa z nich jest wyłączona z ruchu samochodowego ("motorowego" niekoniecznie), ze względu na szerokość (średnio około dwa i pół metra), stromizny (nie mam pojęcia jak "na oko" określić nachylenie, ale sądząc po tempie schodzenia - mimowolny bieg - i wchodzenia - mimowolne pełzanie - będzie tego ze czterdzieści pięć stopni; to chyba duzo?) i jakość nawierzchni (duże i wypłukane przez deszcze "kocie łby"). Tam zaś, gdzie budowanie ulic byłoby już drobną przesadą, zastępują je niekończące się schody.

 

Trzecie, naturalne spostrzeżenie to piękno, bogactwo, stan permanentnej rozbudowy i remontu miasta. San Miguel od kilkudziesięciu lat przyciąga północnoamerykańską "cyganerię" z jednej i emerytów z drugiej strony. Stąd dziesiątki agencji nieruchomości reklamujących się, oczywiście, w dwóch językach. Stąd masa domów na sprzedaż lub wynajem. Stąd w końcu powszechna znajomość angielskiego, co w Meksyku należy raczej do rzadkości. Czuć też, że w San Miguel wydaje się pieniądze zarobione wcześniej, lub zupełnie gdzie indziej. Tłok na ulicach panuje cały dzień, a sklepy, bary i restauracje są pełne bez względu na porę.

 

Wiele kolonialnych rezydencji odrestaurowano z naprawdę wielką starannością o styl i efekt. Widać to w szczegółach: okna z finezyjnymi kratami (w Meksyku okno nie może się obejść bez kraty; krata stanowi jego integralną część), pięknie zdobionych drzwiach, żywych i świeżych kolorach ścian, mnóstwie kwiatów porastających niewielkie, wolne od kamieni przestrzenie... Mówiąc krótko - miasto cukierek. Dla stylowych, czy architektonicznych purystów zapewne zgroza. Dla zwykłego turysty, takiego jak ja - wspaniały widok.

 

Życie miasta toczy się wokół el Jardín - Ogrodu - nazywanego też Plaza Principal. Górują nad nim dwa, przylegające do siebie kościoły: Iglesia de San Rafael i Parroquia de San Miguel Arcángel. Ten drugi, mnie laikowi, przypominał nieco dokonania architektoniczne Gaudiego. Ale to pewnie dlatego, że barcelońskich oryginałów jeszcze nie widziałem i znam je tylko z obrazków.

 

W rzeczywistości, ten dziewiętnastowieczny kościół (To nie do końca ścisła informacja. Różne części kościoła budowano w zasadzie od XVII wieku, ale najbardziej efektowne fragmenty - smukłe, różowe wieże - powstały pod koniec XIX wieku. To tak gwoli przewodnikowej ścisłości) zaprojektował Zeferino Gutiérrez - miejscowy Indianin - na podstawie... widokówki z jakąś belgijską świątynią. Plany miał podobno przedstawiać budowniczym w postaci rysunków kreślonych patykiem na piasku. Tak czy inaczej, efekt końcowy jest olśniewający i zdecydowanie przewyższa inne wynalazki patykiem [o]pisane... Choćby tanie wino popularne w czasach mojej wczesnonastoletniej młodości;-)

 

Nie mniej barwny od samego kościoła, był tłum kłębiący się przed nim... Turyści - zarówno ci z najróżniejszych zakątków świat, jak i meksykańscy. Miejscowi - też pewnie legitymujący się różnymi paszportami. Do tego zestaw standardowy, choć w każdym meksykańskim mieście inny... Handlarze wszelkim dobrem, zarówno tym materialnym, czy częściej po prostu jadalnym, jak i "sprzedawcy" doznań estetycznych: muzycy mariachi, clowny, przebierańcy, malarze i rysownicy-karykaturzyści, a nawet jeźdźcy w strojach z czasów hiszpańskich. Jarmarcznie, ale doskonale pasująco do klimatu miasta.

  • San Miguel de Allende
  • San Miguel de Allende
  • San Miguel de Allende
  • San Miguel de Allende
  • San Miguel de Allende
  • San Miguel de Allende
  • San Miguel de Allende
  • San Miguel de Allende
  • San Miguel de Allende
  • San Miguel de Allende
  • San Miguel de Allende
  • San Miguel de Allende
  • San Miguel de Allende
  • San Miguel de Allende