Podróż W stronę Marrakeszu - Najpiękniejszy pałac świata



2006-05-19

Idąc wzdłuż murów mediny, doszliśmy pod Palais el-Badi (ten, który okrążaliśmy we wtorek), i tym razem, bez problemów znaleźliśmy, nieco ukryte, wejście pałacu.

 

Budowany przez 24 lata, na przełomie XVI i XVII wieku el-Badi, uchodził wówczas za jeden z najpiękniejszych pałaców na świecie. Materiały do jego budowy sprowadzano m.in. z Włoch i Indii (!!!)... Niestety, dziś pałac to tylko ruiny. W niespełna sto lat po ukończeniu budowy, sułtan Mulaj Ismail polecił zniszczyć el-Badi, a odzyskane materiały wywieźć do nowobudowanej stolicy - Meknesu.

 

Nie potrzeba wiele fantazji, by wyobrazić sobie jak pałac mógł wyglądać. Wysokie na kilka pieter mury, z których wystają instalacje wodne i kanalizacyjne (!!!). Na głównym, ogromnym jak kilka boisk dziedzińcu, cztery duże baseny (?), z których dwa, to dziś gaje pomarańczowe. Do tego cały system podziemnych magazynów i lochów, które o dziwo można zupełnie swobodnie zwiedzać... z duszą na ramieniu. Nad pałacem zaś krążą setki bocianów, które najwyraźniej upodobały sobie to miejsce sądząc po ogromej ilości gniazd na szczytach murów.

 

Podczas spaceru po podziemiach, Ola dostała wiadomość od Mohammeda, że jest na Dżemaa el-Fna i chciałby się z nami spotkać, ale, niestety, z el-Badi na Dżemaa jest kawałek i gdy w końcu tam dotarliśmy, Mohammed był już w drodze do pracy. Przysiedliśmy więc na obiad w jednej z maleńkich restauracji (raczej dla miejscowych) na obrzeżach placu. Zamówiłem danie, którego nazwa od pierwszego dnia zaintrygowała mnie, bo... nie byłem w stanie jej przeczytać, a tym bardziej powtórzyć. W praktyce był to smaczny kurczaczek z surówkami, w sumie za 40 dirhamów, ale sama nazwa zajmująca pół linijki w menu, warta jest połowę tej kwoty.

 

Po obiedzie, po raz ostatni zaszliśmy na suki, aby kupić czajniczki i szklanki do parzenia miętowej herbaty. Wybór jest, rzecz jasna, ogromny i dlatego kupiliśmy pierwsze z brzegu imbryki po 100 dirhamów za sztukę.

 

Większym problemem okazały się szklanki. Zgodnie uznaliśmy, że nie chcemy niesamowitych, ręcznie malowanych, bajecznie kolorowych, ozdobionych złotem i srebrem... itp, itd, których strach dotykać, a które w dodatku kosztują fortunę. Szukaliśmy prostych, małych szklanek, takich z jakich popijają Marokańczycy, i do których przyzwyczailiśmy się odwiedzając przynajmniej kilkanaście barów, restauracji i kafejek.

 

Łatwo nie było, ale udało się. Znaleźliśmy gościa, który zdziwił się wielce, że bardziej podobają nam się nam zwyczajne szklanki niż małe dzieła sztuki, które gotów był oddać pół-darmo. Nie daliśmy się namówić, ale za to dowiedzieliśmy się, że szklaneczki nadają się również do picia whisky, co też ów sprzedawca czyni... tylko w maju i w czerwcu i z wyjątkiem piątków. Trochę to naciągana "droga środka" muzułmanina, który, jak ostatecznie skonsultowaliśmy z Mohammedem, absolutnie i pod żadnym pozorem nie może pic alkoholu.

  • Marrakesz
  • Marrakesz
  • Marrakesz
  • Marrakesz
  • Marrakesz
  • Marrakesz
  • Marrakesz
  • Marrakesz
  • Marrakesz
  • Marrakesz
  • Marrakesz
  • Marrakesz
  • Marrakesz
  • Marrakesz