Podróż W stronę Marrakeszu - Lekcja Islamu



2006-05-18

Przy okazji tych rodzinno-zawodowych dyskusji, na chwilę powrócił tego wieczoru temat religii. Choć sam Mohammed nie uważa się za dobrego muzułmanina... mało tego, uważa się za złego muzułmanina... to po kilku pytaniach (czasem może prowokacyjnych), zaczął mnie przekonywać do wyższości Islamu nad innymi religiami. Dopiero kiedy kilkakrotnie i dobitnie powiedziałem, że żadna (!!!) religia mnie nie interesuje, trochę odpuścił. Była to chyba pierwsza w moim życiu tak gorąca agitka religijna.

 

Fakt, pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy, gdy Mohammed zaczął się rozkręcać, to że zaraz posypie się grad kamieni na wszystkie świętości, na których, mimo wszystko zbudowany jest mój świat, a zaraz potem rozepnie koszulę i zobaczę pas szahidek (tak się nazywa pas z laskami dynamitu, jakiego używają terroryści samobójcy?).

 

Wielkie zdziwienie ogarnęło mnie, gdy zaczął o szacunku dla innych religii, szczególnie judaizmu i chrześcijaństwa; o tym, że owszem, religie te są OK, ale Islam jako najmłodszy, jest najdoskonalszy. Było też o tym, że zawsze trzeba iść środkiem... Żadne ekstrema, żadne wyboje, poświecenia, itp. Takie buddyjskie easy go.

 

Nigdy nie miałem nic do Islamu i jego wyznawców (poza garstka wysadzających się oszołomów), ale po "lekcji" Mohammeda nabrałem do nich jeszcze większego szacunku i zaufania. Tym bardziej, że podczas całego pobytu w Maroku nie spotkaliśmy się z absolutnie żadną oznaką wrogości ze strony, nawet tych najbardziej ortodoksyjnie wyglądających, wyznawców Proroka Mahometa. ...no może nie licząc bluzg od fotografowanych dziewcząt...