Podróż W stronę Marrakeszu - ...umiesz czytać i mówić językiem Koranu?



2006-05-18

Poranek był ciężki... Bardzo ciężki!!! Z trudem zwlekliśmy się na śniadanie, które absolutnie nie nadawało się do leczenia kaca. Po kilku kęsach bagietki i kilku łykach herbaty wróciliśmy do łóżek i przeleżeliśmy pół dnia. Dopiero koło drugiej, z głodu, uznaliśmy że czas wyjść w miasto. Kebaby w knajpce sąsiadującej z wczorajszym fast food'em były rewelacyjne - duże i o połowę tańsze.

 

Z pełnymi brzuchami, jak zwykle, poszliśmy na Dżemaa el-Fna, a stąd, przez suk do Muzeum Marrakeszu, mieszczącego się w starym pałacu Dar Mnebhi. To kolejne, obok domu Burta Flinta, prywatne muzeum w mieście. Już sam budynek jest godny uwagi i stanowi jedną z atrakcji muzeum. Zacieniony, wyłożony drobnymi kafelkami (zellidż), z ogromnym zadaszonym dziedzińcem z trzema fontannami, wokół którego mieszczą się galeryjki prezentujące czasowe wystawy.

 

Zgodnie z informacja w przewodniku, jednym z celów założycieli muzeum, jest prezentacja współczesnej sztuki marokańskiej. I rzeczywiście, szczególnie wystawy rzeźby, przedstawiały się bardzo interesująco. Jedną z sal zajmowały dwie serie rzeźb (nie pamiętam autora) z czarno-białego (jasnego) drewna. Pierwsza, mniejsza, zatytułowana "Czarna wioska" przedstawiała czarne domki (w pustynnym stylu) wbudowane w jasne kasetony. Druga, "Podróż przez pustynię"- wokół jasnych (piaskowych) drewnianych płyt, pomiędzy miastami i oazami przechadzały się czarne karawany. Trudno opisywać rzeźby - w końcu są stworzone po to, by na nie patrzeć - ale muszę przyznać, że były, co najmniej, ciekawe.

 

Trzy kroki od Muzeum Marrakeszu znajduje się kubba Ba'adijjin - jeden z najstarszych zabytków w mieście. Postawiono ją w dwunastym stuleciu i przez wieki służyła jako miejsce rytualnych ablucji wiernych zmierzających do meczetu Ali Ben Youssufa. Oprócz samej kubby, z doskonale ozdobionym sklepieniem, wyglądającym jak świeżo po remoncie, można też zajrzeć do podziemnych pomieszczeń, w których dawniej mieściły się łaźnie. Miejsce trochę straszne: wilgoć, mrok, sypiące się ściany, grube filary blokujące dostęp światła, którego przez wąskie drzwi i tak wpada niewiele...

 

Kubba Ba'adijjin stoi przy małym placu, obok najstarszego w Marrakeszu i największego w obrębie mediny meczetu, noszącego imię Ali Ben Youssufa. Niestety, jak większość meczetów w Maroku jest on zamknięty dla niemuzułmanów, a z zewnątrz nie wyróżnia go absolutnie nic poza górującym minaretem.

 

Obchodząc meczet dookoła, zapuściliśmy się chyba w niezbyt przyjazną turystom okolicę. Dopadła nas banda wyrostków, która za opłatą chciała wskazać nam drogę. Kiedy odmówiliśmy, zaczęli, dosłownie, wciskać nam haszysz. Na nic zdały się odmowy. Zrobiło się trochę gorąco. W końcu wydarłem się na najbardziej nachalnego z gówniarzy, że nie chce jego towaru i niech wsadzi go sobie w dupę, na co on, najwyraźniej nie znając dobrze angielskiego, zaoferował się załatwić... dupy. Na szczęście zbliżyliśmy się ponownie do bardziej uczęszczanych miejsc i atmosfera nieco ostygła. Tu kolejni "młodzi przedsiębiorcy" oferowali wskazanie drogi... Jeden z młodszych chłopaczków zaczął wypytywać nas skąd jesteśmy, itp. Na gest Olki wskazujący niebo, zapytał ze zdziwieniem:

- Jesteś muzułmanką?

- Tak.

- A umiesz czytać i mówić językiem Koranu? (bardzo spodobało mi się to określenie w ustach dzieciaka)

- Nie - zgodnie z prawdą odpowiedziała Olka.

- No to kłamiesz... Wcale nie jesteś muzułmanką.

Po czym odwrócił się i poszedł szukać bardziej zagubionych turystów.

 

Pod osłabioną "eskortą" doszliśmy do medresy Ben Youssufa, ale jakoś odeszła nam ochota na zwiedzanie.