Do Marrakeszu dojechaliśmy tuż przed 22. Miało być po 19. ...Inne pojęcia czasu. Szybko do hotelu, prysznic i do Trio Latino. Po drodze wpadliśmy do tutejszego fast food'u na kolacje... To był błąd. Hamburger Olki okazał się tak niejadalny, że mimo wielu godzin bez jedzenia, wywaliła go. Moja "meksykańska kanapka", okazała się buła z krewetkami i cebulą... paskudztwo. Fast food'y najwidoczniej wszędzie są okropne.
W "Trio" czkał na nas zaniepokojony Mohammed. Zdziwił się, że przychodzimy tak późno. Wiedział, że jedziemy do Essaouiry, ale spodziewał się nas dużo wcześniej. Nieważne. Pogadaliśmy trochę o marokańskich autobusach i tutejszym wybrzeżu, i od słowa do słowa, Ola zapytała Mohammeda o dziewczynę.
Niestety (dla kogo?) - kawaler. Przez trzy lata był z dziewczyną i, sądząc po sposobie w jaki o niej mówił, bardzo mu na niej zależało, ale pewnego dnia ktoś ja... kupił!!! Musiał to powtórzyć kilka razy, bo nie docierało do nas. Czar fajnego państwa muzułmańskiego prysł.
Zaczęła się dyskusja, w której Mohammed zadziwiająco się z nami nie zgadzał. Owszem, uważał, że to przykre, gdy ktoś kupuje twoją ukochaną, ale samej zasady nie negował. Mało tego, tłumaczył ją nawet całkiem logicznie. Ojciec oczekuje zapłaty za swoją córkę, jako za coś niezwykle cennego. Swój skarb. Oddanie jej ot tak, za darmo, świadczyłoby źle o niej, jako o osobie bezwartościowej i mogłoby pociągnąć za sobą brak szacunku ze strony przyszłego męża lub jego rodziny. Jeszcze inna sprawa... Starania kawalera by sprostać wymaganiom rodziny dziewczyny, świadczą o powadze jego zamiarów. Jeśli naprawdę mu zależy, zrobi wszystko co w jego mocy by zapłacić posag.
Kupowanie żony, nie oznacza też, że w Maroku nie istnieją małżeństwa "z miłości". Po pierwsze nikt nie mówi, że ukochany nie może zapłacić za wybrankę swego serca. Po wtóre, wcale nierzadkie są sytuacje gdy młodego (właśnie dlatego, że młody) nie stać na zapłacenie posagu, więc ojciec dziewczyny, okrężnymi drogami i tak by "nikt się nie dowiedział", pożycza lub daje pieniądze przyszłemu zięciowi.
Ci, którzy nie kwalifikują się do żadnej z powyższych kategorii, często przez wiele lat ciężko pracują i oszczędzają, by w końcu z walizką pieniędzy w ręku zapukać do drzwi ukochanej.
Co do cen żon (brzmi to, muszę przyznać, okrutnie), to są one różne w zależności od regionu. W Marrakeszu wystarczy 6000 dirhamów i "duży prezent". Na południu, bardziej tradycyjnym, wiejskim, to już wydatek rzędu 40 000 dirhamów, w co wchodzą dwa wielbłądy (po 10 000 sztuka), prezenty i urządzenie zaręczyn. Wielbłądy zabija się na ucztę zaręczynową...
Ole, po obejrzeniu fotek z plaży w Essaouirze, Mohammed wycenił na 4 wielbłądy, co chyba całkiem nieźle o niej świadczy. Jednak gdyby w ogóle myślała o wyjściu za muzułmanina, musiałaby przejść na Islam. Sam Mohammed nie przywiązywał wagi do tego, czy owo przejście byłoby tylko pro forma, czy rzeczywiste. Tak mówi Koran i tradycja... i już!
Trochę poważniej, Mohammed zastanawia się nad poszukiwaniem żony w Europie albo z Europy.
Przy okazji tej tylko-czasem-poważnej dyskusji znaleźliśmy doskonałe rozwiązanie finansowych problemów niedoszłych/przyszłych małżonków - kredyt na żonę. Pojawił się tylko jeden mały haczyk - co się stanie z kobietą, będącą zabezpieczeniem kredytu, w sytuacji niewypłacalności męża? Trudne pytanie, które pozostawiam bez odpowiedzi...
Na koniec (a może w końcu?), z inicjatywy Mohammeda, wymieniliśmy się mailami, telefonami i adresami. Zaczął ode mnie, ale chyba bardziej zależało mu na namiarach Olki. Przy okazji, na piśmie (!!!) Mohammed "powiedział" nam, że jesteśmy kimś więcej niż tylko klientami... Przyjaciółmi. Bardzo miłe. Trochę krępujące. Niezapomniane...
Jako ostatni klienci, dobrze po 2. w nocy, w stanie mocno wskazującym, opuściliśmy lokal. Najlepszy barman w Afryce jak zwykle odprowadził nas do drzwi, pożegnaliśmy się z nim i z wielkim ochroniarzem, i chwiejnym krokiem wróciliśmy do hotelu.
Zaraz po powrocie okazało się jak niezbędna była wymiana numerów telefonów. Ola zapomniała zapłacić za ostatniego drinka, albo Mohammed w swoim zauroczeniu jej drobną osóbką, zapomniał ją skasować, więc w poczuciu obowiązku, czym prędzej napisała sms'a z przeprosinami. W odpowiedzi dowiedziała się, że "jest pięknym i miłym problemem, ale co do drinka, to nie ma problemu..."