Podróż W stronę Marrakeszu - Ryba tak już ma, że śmierdzi...



2006-05-17

Do Essaouiry dojechaliśmy po 11.

 

Przedmieścia robią wrażenie typowego nadmorskiego kurortu - bogate, ładne wille, zadbane chodniki, zieleń... Ale im bliżej starej części miasta tym większy syf (bałagan... nieporządek.. to nieodpowiednie słowa).

 

Już na dworcu poczuliśmy co znaczy nadmorskie, rybackie miasto w Afryce... Morska bryza? Chyba nie tu...

 

Zanim zorientowaliśmy się, w którą stronę do wody, trochę pobłądziliśmy, lądując w obrębie murów mediny, przy czym na krok nie odstępowała nas para młodych Francuzów, która przyjechała tym samym autobusem. Najwyraźniej byli tak samo zagubieni jak my... ale widocznie my robiliśmy lepsze wrażenie.

 

Jeśli uliczki starej części Marrakeszu są wąskie, to jak określić tutejsze? Bardzo, bardzo wąskie? A do tego kręte i często ślepe. O dziwo, w tych niezwykłych warunkach Olce wysotrzył się zmysł orientacji i dziś to ona przejęła rolę przewodnika.

 

Starówka Essaouiry zamknięta jest murami sięgającymi Oceanu i ten widok - z murów na Ocean i na mniej wysunięte fragmenty miasta, to jedna z niezapomnianych i niepowtarzalnych atrakcji tego miejsca. Widok jak z bajki... Delikatnie zamglone słonce, błękitny Atlantyk, urwisko pod stopami, a na skałach u podnóża murów... wędkarze. ...i lekki wiaterek przynoszący na zmianę orzeźwienie i nieznośny smród ryb.

 

[info historyczne:

 

Swój kształt i wygląd zawdzięcza Essaouira Portugalczykom, którzy w XV wieku utworzyli tu placówkę handlową i sułtanowi Sidi Mohammedowi ben Abdallah, który z kolei w 1765 roku zatrudnił francuskiego architekta Theodore Cornut'a, by zaprojektował miasto idealnie nadające się do handlu międzynarodowego.

 

Przez lata, jako ważna placówka handlowa, Essaouira (As-Sawira; Mogador - w czasie protektoratu francuskiego) zamieszkiwana była przez kupców żydowskich, co do dziś pozostawiło ślad w postaci dominujących kolorów - bieli i błękitu. Zresztą dzięki kolorom Essaouira i przylegające do niej wysepki znane były już w czasach rzymskich. Od występujących tu skorupiaków, z których pozyskiwano purpurowy barwnik, miejsce to Rzymianie nazywali Iles Purpuraires - Wyspy Purpurowe.]

 

Wędrując wzdłuż murów nad oceanem, odwiedzając małe galeryjki i kawiarnie dotarliśmy (kierowani nosem?), do wielkiego placu przed portem rybackim. Tu oprócz ludzi, królują mewy, a pod nogami walają się resztki ich obiadów... Widok może nie do końca apetyczny, ale dający jasno do zrozumienia co je się w Essaouirze. Nie pozostało nam nic innego, jak w końcu zaspokoić głód towarzyszący nam właściwie od... śniadania.

 

Kilkaset metrów od bramy portu, znajduje się ciekawa "restauracja". Na jej stoły trafiają ryby prosto z rybackich kutrów. My, porwani przez jednego z "kelnerów", zostaliśmy postawieni przed jednym z takich stołów, uginającym się od ryb, krabów, homarów i wszelkiego morskiego dobra. "Jorrr czojs" zagadnał "kelner", próbując wcześniej z sześciu różnych innych języków. "Wybierzcie na co macie ochotę, siądźcie, poczekajcie chwilę i cieszcie się obiadem". Ja wybrałem jakieś czerwone ryby, które wyglądały dość "mięśnie" i poczciwą flądrę. Ola dorzuciła do tego kałamarnice, a "od firmy" dostaliśmy ogromne krewetki, za które jednak podziękowaliśmy, bo żadne z nas nie należy do miłośników tych stworzonek. Całość wyceniono na 300 dirhamów ("od firmy" chleb i cola)... sporo przepłacone. Od kilku arabskich znajomych, których udało nam się zyskać, dowiedzieliśmy się, że 150 dirhamów byłoby ceną odpowiednią. Cóż... taryfa turystyczna + podatek od niewiedzy. Problem w tym, że nie planowaliśmy w Essaouirze żadnych zakupów, więc nie braliśmy kasy i jeden posiłek pochłonął ponad połowę naszych "rezerw dewizowych". Ehhh... smutne jest życie biednego turysty.

 

Słono opłacony posiłek okazał się... niedosolony i przypalony, co tylko dodawało goryczy naszej gastronomicznej porażce. Ważne jednak, że zabiliśmy głód i mogliśmy ruszyć dalej. Do portu.

 

"Zapach" tego miejsca jest tak niepowtarzalny, intensywny, intrygujący... i po prostu straszliwy, iż uznaliśmy, że należy mu się upamiętnienie w postaci nowego powiedzonka... wali jak Essaouira... gdy brak już mocniejszego określenia.

 

Czepianie się smrodu portu rybackiego, nie ma jednak większego sensu i... śmierdzi absurdem, postanowiliśmy więc jego zwiedzanie ograniczyć do minimum. Faktycznie bowiem, poza fortyfikacjami i "flotylla" małych, niebieskich łodzi rybackich, nie ma tu czego oglądać. Szybkim marszem oddaliliśmy się w kierunku plaży.

  • W drodze...
  • W drodze...
  • W drodze...
  • Essaouira...
  • Essaouira...
  • Essaouira...
  • Essaouira...
  • Essaouira...
  • Essaouira...
  • Essaouira...
  • Essaouira...
  • Essaouira...
  • Essaouira...
  • Essaouira...
  • Essaouira...
  • Essaouira...
  • W drodze...
  • Essaouira...
  • Essaouira...
  • Essaouira...
  • Essaouira...