Podróż Jesienne oczarowanie... - Połonina Caryńska



 Aby maksymalnie wykorzystać wolny czas wyjechaliśmy z Warszawy w nocy żeby powitać Słoneczko na Połoninie Caryńskiej. Spanie jakoś mieliśmy odrobić w “międzyczasie”, na przykład zmieniając się za kierownicą. Na Krzysztofa przypadł kawałek do Rzeszowa, a potem na chwilę porwał go Morfeusz, a ja przejąłem stery. Cierpliwość bardzo wskazana jest na dłuższych trasach. Polskie drogi to w wielu miejscach jakiś zaniedbany skansen, jakby się Rodacy spięli i postawili sobie za punkt honoru zgromadzenie na naszych terenach wszystkich odcinków nędznej jakości asfaltu. Ale też są nowe kawałki, jeszcze z niepomalowanymi pasami, ze słupkami, które w nocy mamią oczy swoim nierównym blaskiem sugerując skręt tam gdzie go nie ma.

 Jechałem dalej za Orelec, który odwiedziliśmy w marcu, kiedy nagle spostrzegłem po lewej stronie, na wzgórzu cudnie oświetlony budynek sakralny - cerkiew w Hoszowie. Mimowolnie przejechałem, ale targały mną wyrzuty. Poszukałem miejsca do zawrócenia. Krzysztof obudził się jak samochód przechylił się ponad miarę na stromym poboczu. 

  - Co jest?

  - Spoko, zaraz zobaczysz!

 Wracałem jakiś kilometr. Zobaczyłem zjazd na mały piaszczysty parking i zatrzymałem samochód. Wychodzimy.

 W pierwszej kolejności uderzył nas chłód. O 4.30 rano (w nocy tak naprawdę) powietrze było bardzo rześkie. Termometr pokazywał 4 stopnie Celsjusza. Dzięki wyżowi, który "rządził" nad Polską w ubiegłym tygodniu nie było opadów przez kilka dni. Niebo było bezchmurne. Po raz pierwszy od wielu, wielu miesięcy ujrzałem je rozgwieżdżone. Ale jak! Mleczna Droga wyraźnie jaśniała na nieboskłonie. Jaśniejsze gwiazdozbiory połyskiwały punkcikami najsilniejszych gwiazd znaczących ich kształy. Nietypowo o tej porze nocy stojący na niebie Duży Wóz dyszlem do dołu, Kasjopeja - ogromne "W", trzy, w równej odległości od siebie guzy na pasie Oriona. Przydała się lornetka, żeby zobaczyć skupisko Plejadów. Można było tak stać z głową zadartą w górę bez końca.

 Do porządku przywołał nas przerażający w nocnej ciszy dźwięk - ryk. No tak, to pora jelenich amorów. Świadomość tego trochę nas uspokoiła, ale wrażenie było niesamowite. Połączenie gwiad, rozświetlonej na wzgórzu cerkwi, chłodu i ryczących w oddali rogatych zwierzaków powodowało dreszcze.

 Przeszliśmy przez drewniany mostek i po kamiennych stopniach weszliśmy na wzgórek, a potem przez furtę na teren przy kościółku. Rozstawiliśmy statywy. Z wysokości krzyża patrzyła na nas figura Chrystusa. Parę ujęć i ruszyliśmy dalej.

Zdjęcia z tej sesji będą niebawem w specjalnej podróży przedstawiającej cerkwie Wschodniego Podkarpacia. 

 W Smolniku wyskoczył na jezdnię żołnierz z podłużną czerwoną latarką. Straż Ochrony Pogranicza robi kontrole przejeżdżającym pojazdom. W końcu nasza wschodnia granica stałą się ważną granicą całej Unii. Stąd zwiększona czujność...

Chyba piętnaście minut sprawdzano nam dokumenty. Ale były w porządku!

 Pojechaliśmy dalej. Nagle Krzystof przyhamował. Przez jezdnię przemknął.....Pan (albo Pani) jeż.

Potem na poboczu błyskały oczkami dwa liski.

W Ustrzykach Górnych skręciliśmy na Brzegi Górne (Berehy Górne). Gdzieś w połowie drogi był parking przy wejściu na zielony szlak na Połoninę Caryńską.

 Miejsca było dużo, jeden samochód, ktoś pewnie spał. Założyliśmy nasze "górskie" buciki, ubrania "na cebulkę", czapki (wziąłem też rękawiczki), zabraliśmy picie, przegryzkę, wypchane sprzętem plecaki foto (w końcu nie wiadomo jaki obiektyw, czy inne dodatki mogą się przydać), statywy i mijając zamkniętą o tej porze jeszcze budkę pracownika Bieszczadzkiego Parku Narodowego wkroczyliśmy na szlak. Pierwsze zdjęcie zrobiłem o 6.15.

 Po wspięciu się wyżej, oczom ukazał się fantastyczny widok oświetlonych bocznym światłem zboczy Małej i Wielkiej Rawki po przeciwnej stronie Caryńskiej, na którą się wdrapywaliśmy. Nieliczne chmurki i mgły dopełniały całości. Pierwsze oznaki kolorów jesieni można zauważyć na żółcących się jagodniakach. Dobry element do wykorzystania w kadrze.

W większej odległości widać było wijącą się dolinę w kierunku Ustrzyk Górnych owiniętą mglaną pierzynką.

 Na szczycie Caryńskiej wiało. Założyliśmy kaptury od kurtek. Sesja z góry była równie udana. Przez grzbiet połoniny przesmykały się obłoczki. Potem nagle wciskały się w kadr zmieniając oświetlenie terenu, rzucając cień na powierzchnię ziemi. Miejsce to samo, ale każde zdjęcie inne. Wielki problem jaki mam teraz z wyborem co Wam Kolumberowicze pokazać....

Zjedliśmy po bananie i ruszyliśmy z powrotem.

 Droga w dół już nie była taka pusta. Zaczęliśmy spotykać coraz więcej wspinających się turystów. Wraz z upływem czasu zrobiło się nawet gęsto na szlaku.

 Na parkingu, który już był cały zapełniony, postanowiliśmy zjeść. Przygotowania do wyjazdu obejmowały zakupy jedzenia. Chcieliśmy znaleźć jakiś stały nocleg na cały pobyt, ale w przypadku niepowodzenia mieliśmy namiot. Zatem i jedzenie biwakowe i sprzęt do tego celu odpowiedni....

 Wyjęliśmy skrzynkę z prowiantem i palnikiem z kufra i wybraliśmy stolik pod drzewem. Rozłożyłem nasz dyżurny obrus, talerze i sztućce, kubeczki. Krzysiek gotował najpierw wodę na herbatkę na swoim amerykańskim palniku gazowym kupionym w "REI", potem ryż w torebkach, ja naszykowałem podpieczone piersi z kurczaka z sosem słodko-kwaśnym (dzięki Ci żono!!!). Kiedy ugotowany ryż nie stygł pod przykryciem odgrzaliśmy mięso i połączyliśmy z ryżem. Już czekały pokrojone w międzyczasie pomidorki z cebulką, czerwona papryka i domowe kwaszone ogórki. Wszystko przyprawione jak należy.......No i po lampce dobrego hiszpańskiego wina.

Sąsiedzi przy stoliku obok patrzyli przełykając ślinkę na nasz królewski posiłek na łonie natury. Życie potrafi być piękne :)

 

Dalszą część dnia zajęło nam oglądanie okolicznych cerkwi. No i..... dziwne zbiegi okoliczności...

 Jechaliśmy w kierunku Smolnika. Zadzwonił mój kolega. Rozmawialiśmy na jakiś temat, a potem zapytałem go, miłośnika Bieszczadów, czy przypadkiem nie ma jakiejś mety na nocleg. No, dobra jest Czarna. To znaczy hotel w Czarnej. Tak, ale dość drogi i za bardzo snobistyczny. Poradził zadzwonić do wspólnego znajomego, który jest.............goprowcem w Ustrzykach Górnych. Kiedy Krzysiek spokojnie odsypiał troszkę w samochodzie przy cerkwi w Smolniku ja robiłem nieśpiesznie zdjęcia i odbierałem telefony (niestety, a czasem na szczęście jest zasięg). Znany polski fotograf ze ZPAF podał mi namiary na bazę GOPR. Niestety już nie było wolnych pokoi w bazie. Warto wiedzieć, że tam można szukać noclegu. Zadzwoniła żona z bardzo dobrymi wieściami. Ona znalazła nam kwaterę w domku swojej znajomej...

I znów dzięki!

 

Tego dnia odwiedziliśmy jeszcze inne miejscowości z drewnianymi kościółkami i punkt widokowy gdzieś przy drodze w pobliżu Lutowisk. Krzysztof zrobił zdjęcie jakiejś parze mówiącej po polsku i podróżującej srebrnym samochodem na brytyjskich numerach (chyba nawet z Londynu)...:)

 

A noc była wspaniałym długim wypoczynkiem przed atrakcjami niedzieli. O tym w następnej części.

 

  • Wejście na Połoninę Caryńską
  • Wejście na Połoninę Caryńską
  • Wejście na Połoninę Caryńską
  • Wejście na Połoninę Caryńską
  • Wejście na Połoninę Caryńską
  • Wejście na Połoninę Caryńską
  • Wejście na Połoninę Caryńską
  • Wejście na Połoninę Caryńską
  • Wejście na Połoninę Caryńską
  • Wejście na Połoninę Caryńską
  • Wejście na Połoninę Caryńską
  • Wejście na Połoninę Caryńską
  • Wejście na Połoninę Caryńską
  • Wejście na Połoninę Caryńską
  • Wejście na Połoninę Caryńską
  • Wejście na Połoninę Caryńską
  • Wejście na Połoninę Caryńską
  • Wejście na Połoninę Caryńską
  • Wejście na Połoninę Caryńską