Kwiatowe geometryczne ogrody Chenonceaux były tak piękne, że postanowiliśmy pojechać do Vilandry, które reklamuje się jako miejsce o najpiękniejszych ogrodach w całej dolinie. Jednak najpierw musieliśmy przenieść się na kolejny kemping. Tym razem ja wiozłam Tymka na foteliku, a Bartek bagaże na przyczepce. Załadowana przyczepka wyglądała imponująco – wieźliśmy bowiem i wózeczek, i pokaźną piłkę, którą pod drodze kupiliśmy, a do tego plecak, karimaty, namiot.
Po namyśle wybraliśmy nieduży, ale, jak się okazało, świetny kemping w Azay-le-Rideau, miasteczku z uroczym renesansowym pałacykiem położonym nad rzeką Indre. Pałacyk o zwartej sylwetce zbudowany został na planie kwadratu ze smukłymi wieżyczkami w rogach. Choć wnętrza nie są szczególnie spektakularne, to jego sylwetka oraz obywające się tu nocą widowiska światła i dźwięku na pewno warte są grzechu. Gdy tylko rozbiliśmy namioty, wrzuciliśmy wszystkie bagaże i zjedliśmy coś naprędce, popędziliśmy po zmierzchu do zamku. Po chwili rozległy się dźwięki muzyki, a fasady zameczka rozświetliły się w różnych kolorach – złotym, czerwonym, niebieskim i zielonym. Kolory i kształty zmieniały się, a wraz z nimi muzyka. Krążyliśmy po ciemnym parku rozświetlanym tu i ówdzie dziwnymi światłami o niezwykłych kształtach, przechodziliśmy przez mostki spowite gęstą mgłą, która to opadała, to znów podnosiła się. Potem znów słuchaliśmy muzykę, podziwialiśmy obrazy zmieniające się na fasadach pałacu, w pełni poddawszy się nastrojowi wieczoru, zamku i parku. Do rzeczywistości przywróciła nas późna godzina oraz fakt, że nie wzięliśmy karty, dzięki której można w nocy dostać się na teren kempingu – już po chwili biegliśmy co tchu w kierunku naszego kempingu.