Wycieczkę zaczęliśmy od wizyty w "nieco" kiczowatej świątyni kaodaistycznej Holy See w Tay Ninh. Ten zakręcony wietnamski ruch religijny jest mieszanką buddyzmu, chrześcijaństwa, konfucjanizmu, taoizmu i świeckiej filozofii, a ponoć kluczowe jest zamiłowanie do pokoju...
Tunele Cu Chi to kolejna dawka propagandy - świadectwo bohaterskiego oporu przed amerykańskim agresorem. Najpierw następuje prezentacja narzędzi - pomysłowych i okrutnych pułapek, które wbrew pozorom nie miały na celu zabicie, ale jedynie okaleczenie wroga, by spowalniał dalsze działania towarzyszy.
Podczas zwiedzania towarzyszy nam niemal ciągły odgłos strzałów - to turyści mogący pozbyć się paru dolarów odpalając kolejne serie zawilgotniałej ostrej amunicji.
Tunele, dla wygody zwiedzających (i uniknięcia problemów z utkniętymi zadkami), zostały nieco powiększone. Pomimo tego przejście kilkudziesięciu metrów w (prawie) kompletnie ciemnym, ciasnym i dusznym korytarzem kończy się sporą ulgą. A przecież była to pora sucha...
Tym razem znów trafiliśmy na ciekawego przewodnika - byłego tłumacza amerykańskiej 101 Dywizji Powietrzno-Desantowej. Pomimo obozu reedukacyjnego wciąż nienawidzi komunizmu i otwarcie to przyznaje. Pracę dostał dopiero po wielu latach, kiedy pojawiło się zapotrzebowanie na anglojęzycznych przewodników. Nawet jego dzieciom utrudniano dostęp na studia.