Podróż Pod opieką Wujka Ho - szlakami Rambo cz.3 - I po podróży



Z Indochin wróciliśmy mocno zmęczeni, a też z wielkim niedosytem. W miesiąc zrobiliśmy trasę, na którą powinniśmy przeznaczyć co najmniej dwa. Wielkie odległości między głównymi atrakcjami kuszą do korzystania z samolotów, ale traci się przy tym to co najciekawsze - obserwowanie, jak naprawdę wygląda życie.

Ludzie w Indochinach są wyjątkowo przyjaźni, chociaż nie należą do wylewnych. Jedynie mieszkańcy północnego Wietnamu odróżniali się ponurymi minami i nieufnością wobec obcych - no cóż - lata komunizmu robią swoje...

Centra miast są niewyobrażalnie głośne i ruchliwe. Ma się wrażenie, że bez użycia klaksonu nie jest się w stanie przejechać jednej przecznicy. W Kambodży przeważały chaotycznie poruszające się rowery i skutery, północny Wietnam to troszkę bardziej przewidywalne rzeki dwuśladów, a na południu już całkiem skoordynowany ruch aut. Jedno było niezmienne - pieszy nie ma racji! Jedynie Laos jawi się tu jako oaza bezpieczeństwa i spokoju.

Poza tym Indochiny to piękne krajobrazy - od podmokłych równin, po niesamowite, zarośnięte dżunglą szczyty. I wszędzie pola ryżowe. Życie niezmiennie toczy się wokół wody, a wiele rodzin mieszka wprost na łodziach.

Architektura tych krajów mocno różni się miedzy sobą, ale cechą współną są kolonialne budowle, których delikatny urok wskazuje na francuskie korzenie. Wyraźnie kontrastuje z lokalną skłonnością do pompatycznych detali, cukierkowych kolorów i oczywiście mieniącego się w słońcu złota lub szklanej mozaiki. Nie można też nie zauważyć najpowszechniejszego materiału budowlanego krajów rozwijających się, czyli blachy falistej w różnym stopniu skorodowania.

A jedzenie jest po prostu pyszne! Pachnący ryż, lekkie zupy, mocno przyprawiane mięsa, grillowane ryby i moje ulubione szejki owocowe z ananasowym na czele. 

Nie da się też nie zauważyć ciemnej strony Indochin, ze zbrodniami Czerwonych Khmerów i wojną w Wietnamie (de facto prowadzoną również na terenach Kambodży i Laosu). Trudno sobie wyobrazić, co tak naprawdę przeszli ci pogodni ludzie. A jeszcze trudniej sobie wyobraźić jaki sadyzm w nich drzemie...


 

Wiele miejsc musieliśmy z żalem pominąć. Przede wszystkim północno - zachodnie rejony Laosu i Wietnamu, z pięknymi górami, tarasami ryżowymi i mniejszościami etnicznymi. Jedyne co nam zostaje, to wpisać je do planów na przyszłość, bo zdecydowanie kiedyś tam wrócimy...