Tymczasem dojeżdżamy do Biskupina słynnego ze zrekonstruowanej osady kultury łużyckiej. Cóż pracownicy muzeum chodzą w gustownych tunikach, szkoda tylko że wrażenie psują tandetne, współczesne plastikowe identyfikatory – jakby nie można było nosić gustownych totemów. Sam piknik jest ciekawa propozycja na połączenie zabawy z żywa lekcja historii. oto można zobaczyć jak lepiono garnki, pieczono popłomyki czy wytapiano żelazo. Produkcja dziegciu trwa w najlepsze, w takt kowalskich młotów kujących żelazo póki gorące. Do tego kilkudziesięciu Węgrów, chociaż z racji strojów jakie nosili należałoby powiedzieć Madziarów. Swoim żywym usposobieniem, dźwięcznym językiem i poczuciem humoru bezsprzecznie ożywili cały piknik. Zwłaszcza, że była okazja postrzelać z łuku refleksyjnego i podpatrzeć życie w jurcie, a przy okazji zobaczyć jak mogła wyglądać bitwa nad rzeką Lech (w 955 roku 10 000 armia Ottona I rozbiła przeszło 40 000 armię Madziarów). Szkoda tylko że zapowiadanej kuchni węgierskiej było na festynie jak na lekarstwo a i niekiedy atrakcje wypadały z programu bez ostrzeżenia. No ale w każdej beczce miodu jest jakaś łyżka dziegciu, zwłaszcza, że ten ostatni produkowany był na bieżąco.
Podróż Lengyel, magyar – két jó barát - Polak - Węgier dwa bratanki
- wróć do podróży
- « poprzednie
- następne »
2009-09-25