Do San Luis Potosi jest około 200 kilometrów, które w miarę dosć szybko przejeżdzżmy. Postanawiamy dojechać do centrum, znaleźć internet i poszukać hotelu. Potosi jest o wiele wieksze od Guanajuato i jego stare miasto tez jest obszerniejsze, ale juz nie ma tego samego uroku. Na szczescie jest jednak plaskie i bez tuneli, wiec to co jest na planie w miare dobrze pokrywa sie z rzeczywistoscia. Nasz plan sie powiodl i za godzine jestesmy juz w eleganckim hotelu polozonym kawalek od centrum.
Potosi rozni sie od innych slawnych miast kolonialnych polozoych na polnocno-srodkowym plaskowyzu glownie tym, ze jest plaskie, z szerokimi ulicami. Stare miasto jest rozlegle i nie brakuje tu starych i historycznych budynkow. Jednym z nich jest hotel o dzwiecznej nazwie Museo de San Augustin mieszczacy sie w zabytkowym palacu, ktory w dawniejszych czasach byl siedziba biskupow San Luis Potosi. Wloczac sie po miescie robimy rezerwacje na kolacje w hotelowej restauracji. Wieczorem przyjezdzamy taksowka, aby nie miec zadnych ograniczen w spozyciu alkoholu. Rezerwacja okazala sie niepotrzebna, ale za to przygotowano nam stolik w osobnej sali na balkonie z widokiem na piekna sale. Wszystko jest pyszne, zachwycamy sie kazdym kesem az do momentu gdy dostajemy deser. Ten sie jakos nie udal... W miedzyczasie nadchodzi dyrektor restauracji i pyta jak nam wszystko smakowalo. Chwalimy wszystkie dania, lecz szczerze odpowiadamy, ze deser jest zwazony. Trudno nam to wytlumaczyc po hiszpansku, ale idea jest jasna. Dyrektor nas bardzo przeprasza i zaczyna z ciekawoscia sie dopytywac skad jestesmy, jakie mamy plany podrozy po Meksyku. Jest wyraznie pod wrazeniem na slowo „Polonia”. Wspomina, ze „polski” papiez bardzo duzo dobrego zrobil dla Meksyku i wszyscy wspominaja go tu z nieustajaca sympatia i Polska jest przez to bliska sercu kazdemu Meksykaninowi. Milo nam to uslyszec. Rozmowa sie przedluza. Pyta nas o typowe polskie potrawy, zwyczaje, historie... Na koszt restauracji czestuje nas banderas. Jest to narodowy napoj, ktorego jakims dziwnym zbiegiem okolicznosci nie mielismy okazji nigdy poprobowac w czasie naszych poprzednich podrozy po Meksyku – moze nie wszedzie jest rownie popularny. Pije sie go fachowo z trzech kieliszkow. W pierwszym jest swiezo wycisniety sok z limonek, w drugim schlodzona tequila, a w trzecim Sangrita – mieszanka soku pomaranczowego, cukru, soli i tabasco (bardzo ostrego sosu). Zaczyna sie od soku, pozniej tequila i nastepnie Sangrita i tak w kolko... Na koniec oprowadza nas jeszcze po zabytkowych zakamarkach hotelu. Z tarasu na dachu jest piekny widok na stare srodmiescie skapane w blasku ksiezyca i kolorowych swiatel...