Podróż RPA Swaziland Lesotho 2001 - Jezioro St. Lucia



2009-09-19

Nad jezioro St. Lucia dotarliśmy zaraz po opuszczeniu Hluhluwe wśród zbierającego się kolejnego deszczu. Okazało się później, że deszcz ten towarzyszył nam przez dwa dni jeszcze. W każdym razie byliśmy ciekawi jak wygląda jezioro i cały rezerwat nad tym jeziorem. Jak tylko zaczęliśmy rozbijać namiot rozpętała się burza. A jak to bywa w RPA-kraju afrykańskim, burza była niczego sobie. Udało nam się też w pobliżu przyuważyć superowską stację benzynową z jednym dystrybutorem ukrytym pod dachem ze słomy.

W czasie deszczu schroniliśmy się w wybudowanym nad jeziorem (w dosłownym tego słowa znaczeniu) domku na palach. Byliśmy jedynymi mieszkańcami tego kempingu (teoretycznie). W międzyczasie okazało się, że na kempingu nie ma żadnego oświetlenia i jest niesamowicie ciemno. I jeszcze jeden mały szczegół. Kemping położony był nad samym jeziorem i był ulubionym miejscem wypasu krokodyli i hipopotamów. Tak więc zostaliśmy w całkowitej ciemności porzuceni na pożarcie milutkim zwierzątkom (a w Krugerze widzieliśmy jak krokodyl dziarsko zasuwa po brzegu). W związku z tym zanim w wielkim strachu udałem się do samochodu na spanie, zaliczyłem pośpiesznie siusiu i zaszyłem się w naszej sypialni. Spać oczywiście jak na złość za bardzo się nie dało, bo akurat tej nocy nazłaziły się komary i nas niesamowicie pocięły. Cieszyłem się tylko, że biorę Lariam (środek przeciwko malarii). Oczywiście miło się siedziało wewnątrz samochodu w całkowitej ciemności, mając w świadomości, że po kempingu chodzą sobie hipopotamy i krokodyle. Bardzo skutecznie powstrzymywała mnie ta myśl przed wyjściem nawet na malutkiego "szczocha" poza samochód. Wolałem poczekać do rana. Przeżyliśmy. Tylko zostaliśmy bardzo podziurkowani przez te paskudztwa latające.

  • Stacja