Nadszedł czas na zaplanowaną pieszą wycieczkę na szczyt Sv.Ilja (960 mnpm). Na sąsiednim balkonie znalazłem towarzysza wyprawy, co niezmiernie mnie ucieszyło bowiem samotna wyprawa zawsze jest bardzo ryzykowna. Tym bardziej, że trasa, zwłaszcza w czasie letnich upałów, jest dość wymagająca. Wycieczka nie należy do arcytrudnych jednak w pewnych partiach jest mocno wyczerpująca z uwagi na spore otwarte podejścia w palącym słońcu. Z tego względu bardzo ważna jest woda - 1,5 ~ 2 litrów nie będzie przesadą. Koniecznie też należy założyć wyższe buty z twardym czubem - chronią paluchy oraz kostki. Szlak w dużej mierze prowadzi po bardzo niestabilnym skalistym gruncie - ścieżki pełne ostrych skał i ruchomych kamyków, piargi, korzenie. My oczywiście we dwójkę w adidaskach, co z perspektywy oceniam jako zwykłą głupotę! Na takim podłożu naprawdę łatwo skręcić nogę, a pomoc nie dotrze tu szybko. Warto wziąć ze sobą również coś z dłuższym rękawem bo choć nie jest to zasadą to w szczytowych partiach lubi być chłodno i wietrzenie.
Co do wyboru samej trasy, polecam kierunek od Klasztoru - z uwagi na zróżnicowane i widokowe otwarte podejście, które da nam miłe chwile wytchnienia. Sporą część trasy można pokonać rano w przyjemnym cieniu wyższych partii Św.Eliasza. Alternatywna trasa prowadzi prostopadłą do plaży uliczką Tomislava (obok kościoła) - tędy będziemy schodzić.
Z Trpanja ruszamy o 5:30. Za oknem różowy wschód rozlewa się nad górzystym wybrzeżem - to jedna z większych zalet tej miejscowości. Można tu podziwiać zarówno wschody jak i zachody, co na Peljesacu nie jest takie oczywiste. Mamy czas by go obejrzeć bo naszą uliczkę zastawił na dłuższą chwilę dostawca pieczywa. Tym czytelnikom, którzy planują pobyt na zachodnim brzegu lub w miejscach osłoniętych od strony wschodniej gorąco polecam wybrać się na wschód właśnie tutaj. Po całym przedstawieniu można uraczyć się poranną kawcią na przystani i ruszać dalej :) Troszkę innym urokiem poranka zachwycamy się chwilę później bowiem już sam przejazd przez Orebic z widokiem masywnych stromych zboczy złoconych wstającym słońcem i malowanych grą cieni jest również wyjątkowy.
Asfaltowa droga prowadzi pod sam klasztor lecz my parkujemy niżej pod hotelem by nie spinać się na końcu naszej wędrówki. Przyklasztorny kapitański cmentarz wygląda w blasku wschodzącego słońca naprawdę pięknie. Szybkie zdjęcie i lecimy dalej by zdążyć zanim zrobi się gorąco.
Kawałek dalej początek szlaku i pierwszy drogowskaz. Nie pamiętam już dokładnie ale chyba około 2 godz. 40 min., przy czym warto wiedzieć, że czasy liczone są naprawdę dobrym tempem. Startujemy razem ze starszym panem w niebieskim ferszalunku i... grupką piętnastu kóz, które szanowny pan pogania przed tuż nami wąską ścieżką. W pewnym momencie kozy schodzą ze szlaku by przypuścić zmasowany atak na pobliski krzaczek. Czas na pierwszą chwilę wytchnienia i spojrzenie w stronę złotych o tej porze murów Korculi.
Po chwili ruszamy dalej i mijamy kilku wolniej idących turystów. Po lewej mamy piękną panoramę całej wyspy i opadające skaliste zbocza Eliasza. Jesteśmy już dosyć wysoko gdy teren nieco się wyrównuje i zaczyna pojawiać się coraz więcej karłowatych drzew. W pewnym momencie otoczenie zmienia się w przyjemny iglasty lasek, który skutecznie chroni nas przed słońcem. Jeszcze chwila i dotrzemy do rozwidlenia szlaków obok małego budynku. Nigo tutaj nie ma ale widać, że trwa tu jakiś remont. Nie zatrzymujemy się dłużej bo chcemy zaliczyć szczyt zanim dopadnie nas skwar. Mamy do wyboru drogę na szczyt albo zejście w stronę Orebica, kończąc uliczką Tomislava. Oczywiście najpierw obieramy wiadomy kierunek.
Krótkie strome podejście i lasek zamienia się w otwartą przestrzeń pełną wystających skał i głazów. Gdzieniegdzie pojawiają się wisielczo wyglądające suszki i niskie krzewy, do klimatu brakuje tylko czarnych kruków i grzechotników ;) Strzelamy kilka fotek i ruszamy dalej. Przed nami jeszcze tylko jedno małe kamieniste wzniesienie i po chwili... stajemy na szczycie!
Widok zapiera dech. Pięknie widać całą Korculę (wyspę), Hvar, a nawet majaczącą za nim Brać. Największe wrażenie robi jednak długi łańcuch górski ciągnący się przez całe wybrzeże. Z kolei patrząc lekko pod słońce widać niekończącą się wstążkę wzniesień Peljesaca - półwysep jest naprawdę potężny. Sama starówka Korculi (miasta) jest stąd niestety niewidoczna, zasłania ją małe wzniesienie szczytowych partii Eljasza. Gorąco zachęcam do zabrania ze sobą lornetki by jeszcze mocniej zachwycać się rozległą panoramą.
Na środku szczytu stoi kopiec usypany z kamieni i zwieńczony luźno posadowionym drewnianym krzyżem. Między kamieniami puszka z kartkami papieru - grzebiemy by znaleźć długopis ale niestety jest zupełnie uszkodzony. Przyciskam zniszczoną końcówkę i kreślę na sucho nasze imiona oraz datę, może ktoś życzliwy kiedyś je poprawi :)
Zmieściliśmy się w czasie więc spędzimy tu dłuższą chwilę organizując małe śniadanie. O dziwo, mimo szybkiego tempa i naprawdę krótkich postojów, dotarliśmy na szczyt prawie zgodnie z informacją podaną na początku szlaku. Pamiętam, że mijani obcokrajowcy żartowali, że idziemy na rekord więc tempo może nie wyczynowe ale moim zdaniem mieliśmy całkiem dobre. Dlatego wynik nieco nas zaskoczył i proponuję wziąść to pod uwagę przy planowaniu wyprawy - do czasów na drogowskazach warto przyjąć spory margines. Kończymy posiłek gdy na szczyt docierają kolejne grupy turystów. Jest między nimi kilka pań i jakiś dzieciak, widać więc że szlak nie należy do bardzo trudnych ale uprzedzam, osobom o słabszej kondycji może sprawić trudności. Wszyscy tutaj obecni sprawiają wrażenie raczej przygotowanych więc niedzielnym spacerowiczom polecam sprawdzić wcześniej formę na jakimś mniejszym wzniesieniu.
Robi się tłoczno więc ostatnie zdjęcie z krzyżem i uciekamy na dół. Szybko docieramy do rozwidlenia i za małym budynkiem odbijamy w trasę, która kończy uliczką Tomislava. Na początku szlak wiedzie przez lasek, dając nam schronienie przed prażącym już o tej porze słońcem, by po dłuższej chwili wyjść prosto w dolinę pomiędzy szczytowymi wzniesieniami. Jest tu bardzo przyjemnie, a okolica aż kusi bezwietrznym spokojem by na równej ceglastej ziemi mały biwak. Część tej przestrzeni pokrywa pole fantazyjnie powyginanych i wyglądających jak suche, ciernistych krzewów. Tworzą naturalną barierę i niczym zasieki ograniczają dalszą drogę.
I to był pierwszy moment kiedy zorientowaliśmy się, że mimo bardzo dobrego oznakowania zgubiliśmy szlak. Zatem wsteczny i szukamy ostatnich oznaczeń. Szybko okazuje się, że zeraz po wyjściu z lasu szlak jakby ponownie skręca w stronę szczytu, by kawałek prowadzić nas pod górkę. Tak czy inaczej warto było tutaj na chwilkę zbłądzić bo okolica jest naprawdę wyjątkowa. Poza tym wydaje się, że to najwłaściwsze miejsce by bardziej ciekawscy spróbowali zboczyć i wspiąć się na pobliskie wzniesienie z którego powinien (chyba) roztaczać się bezpośredni widok w stronę starówki Korculi. Spodziewałem się jakiegoś widokowego miejsca na szlaku. Niestety mija on właściwy rejon i to w sporej odległości (czytałem że trzeba sobie podejść ale nie sądziłem, że aż tyle) więc przegapiłem okazję. Co prawda, starówkę można podziwiać w trakcie podejścia nad klasztorem (na początku wycieczki) ale wyczekiwałem jakiegoś widokowego punktu bliżej kulminacji. Niby jest kilka momentów gdy przez chwilę wyłania się ona zza skalnego urwiska ale nie (że tak się wyrażę) jak na otwartej dłoni. Polecam więc spróbować bo mnie się nie udało.
My tymczasem wędrujemy dalej. Łagodnym łukiem odwracamy się plecami do Orebica i przeprawiamy się przez piarżysty żleb pod orgomną pionową ścianą. Jej widok będzie nam towarzyszyć przez dłuższą część tego odcinka. Kolorystyka i budowa skał zupełnie inna lecz jej rozległa perspektywa przywodzi na myśl Wielki Kanion (być może dlatego, że takie scenerie znam głównie ze szklanego ekranu ;)
Chwilę później krzewy zaczynają gęstnieć i nasi westernowi bohaterowie powoli wkraczają do lasu. Nie jest to jednak taki klasyczny las gdzie pełno wysokich drzew, a my wesoło stąpamy po ściółce. Raczej przypomina gęste chaszcze, pośród których kluczy ostrymi serpentynami wąska i stroma ścieżka. Czasem pojawiają się przecinki ale bezwątpienia jest to najmniej widokowa i najbardziej męcząca część szlaku, zwłaszcza dla tych którzy będą musieli się tu wspinać (Ci którzy wybrali odwrotną trasę). Przy jej pokonywaniu szybko tracimy wysokość, kończąc na malowniczo położonej skalnej półce.
Na błękitnym niebie, znad zębów urwiska śledzi nas blady księżyc, a w koło rozciąga się dolina oddzielająca nas od sąsiedniego wzgórza. Olbrzymie skały tworzą ciekawe formy, a ścieżka stopniowo łagodnieje by prawie poziomo przeprowadzić nas niczym brzegiem muru z powrotem w stronę wybrzeża. Uroku dodaje kontrastująca soczysta zieleń. Trasa zawija i z prawej wyrasta potężny i stromy masyw Sv. Ilje, a przed nami wspaniała panorama Orebica. Chwilę później przedzieramy się przez wysokie krzewy by zejśc pod opuszczony dom, ostatni na ulicy Tomislava.
Tutaj zaczyna się szlak w odwrotnym kierunku i znajduje się drogowskaz - 2 godz. 45 min. (o ile dobrze pamiętam ;) Nam przebycie trasy zajęło niespełna 5h więc potwierdza się teza o wyśrubowanych wskazaniach na znakach. Chwilę odpoczywamy i prostą bitą drogą, przez sady i winnice, zbliżamy się do centrum Orebica. Nie mogę oderwać oczu od potężnego z tej perspektywy Sv.Ilje i pozwalam sobie na kilka ostatnich fotek. Tymczasem mój towarzysz znalazł przy drodze drzewo migdałowe i pierwszy raz mam okazję zobaczyć jak wyglądają zamknięte orzechy. Mają bardzo podobny kształt do łuskanych owoców - wyglądają jak duże suche pestki.
Po chwili wchodzimy na asfalt i przecinamy główną arterię miejscowości. Mijamy kościół i spragnieni wchodzimy na parking przy promenadzie. To jedna z tych chwil kiedy... do spełnienia brakuje tylko zimnego piwka. Niestety to ja jestem kierowcą ;)
Z podziękowaniami dla Leszka, który towarzyszł mi w tej wyprawie - zapraszam do małej galerii :)
Spojrzenie w stronę krańca półwyspu, po lewej Korcula (panorama)
Z drogi na szczyt w stronę Korculi (panorama)
Tuż pod szczytem, w tle Hvar i wybrzeże (panorama)
Spod samego szczytu, Korcula w całej rozciągłości (panorama)
Jeszcze raz na Hvar (panorama)
Szlak od strony ulicy Tomislava
Ostetnie spojrzenie za plecy, jedną nogą w Orebiciu (panorama)