Do Budapesztu wjechaliśmy, o zgrozo, w porze szczytu tj. po 16.Nasz hostel znajdował się na południowym krańcu miasta, a wjeżdżaliśmy od północy. Mieliśmy zatem do przejechania całe miasto. Wszystko szło dobrze aż do momentu gdy nasza droga nagle okazała się jednokierunkowa i wcale nie skręcała tam gdzie chcieliśmy. Zaczęło się nerwowe błądzenie po budapesztańskich drogach, które jak na złość miały wskazany inny kierunek niż ten którego byśmy oczekiwali:/ Gdy udało się już wydostać ze ścisłego centrum i wszystko wskazywało na to, ze jesteśmy na miejscu – wpakowaliśmy się na autostradę. Jeden zbyt późno zauważony znak i znów zaczęło się błądzenie. Myślę, że w końcu los się nad nami zlitował bo nagle znaleźliśmy się na właściwej ulicy. Do teraz nie wiemy jak tam trafiliśmy chociaż cały czas śledziliśmy mapę;)
Wieczór tego dnia spędziliśmy na wstępnym zapoznaniu się z miastem i wędrówce po Górze Gellerta*, z której podziwialiśmy przepiękny widok na Budapeszt nocą. Góra, jak zauważyliśmy jest miejscem spotkań młodzieży, która w spokoju oddaje się przyjemności picia wina;) My, zmęczeni mijającym dniem, na koniec usiedliśmy na ławce umiejscowionej u stóp wzgórza po stronie wychodzącej na Hotel Gellerta**, a konkretnie restaurację przy nim. Było to miejsce atrakcyjne gdyż mogliśmy posłuchać muzyki granej przez jakiś węgierski zespół dla bardzo zamożnych klientów wspomnianej restauracji:)
* św. Gellert jest patronem Budapesztu; na Górze Gellerta znajduje się jego pomnik, który widoczny jest z wielu punktów miasta
**Hotel Gellerta to modernistyczno-secesyjny hotel ale i kąpielisko uzdrowiskowe