W Himare (o ile znowu pamięć mnie nie myli) szukaliśmy noclegu. Zapytaliśmy siedzącego na ławce przed oddziałem banku stróża o możliwość wynajęcia pokoju lub najbliższy camping. Pan pobiegł poszukać innego pana, który miał coś wiedzieć. Nie mógł go znaleźć, więc szukał kogoś z telefonem, żeby do niego zadzwonić. Aż nam głupio było, że zawracamy stróżowi głowę. Ale ten wyglądał na zadowolonego, że może pomóc:)
Przyprowadził w końcu innego pana, który to miał nas zaprowadzić do jeszcze innego pana. Szliśmy za nim, prawie biegnąc wzdłuż nadmorskiego deptaku. Kiedy wprowadził nas w miejscowe kamienice (a nie wyglądają one zachęcająco..) zaczęliśmy na siebie spoglądać, dając sobie do zrozumienia, że może czas odpuścić i zawrócić.. Przez kilka minut nasz przewodnik krążył od podwórka do drzwi, nawołując. Wyglądało na to, że nikogo nei ma w spodziewanym mieszkaniu. Po chwili z dwóch stron podwórka zaczęli kręcić się dwaj mężczyźni. Już tak się nakręciliśmy, że widzieliśmy ich, jako naszych oprawców. Podziękowaliśmy 'przewodnikowi' tak jak tylko potrafiliśmy i 'spokojnie' wyszliśmy z podwórka. ech, przygody :)
Wróciliśmy do samochodu i pojechaliśmy w dalszą drogę. 5km dalej znaleźliśmy camping ze stołówką, 30 m od morza:)
Na campingu rozłożone były namioty, jak się okazało własność campingu - nie ma po prostu potrzeby rozkładania swojego namiotu. Ciekawy pomysł. Znaleźliśmy jednak kawałek miejsca i skorzystaliśmy ze swojego sprzętu.
Tam spotkaliśmy kolejnych Polacy;) - grupka młodzieży z Krakowa. W drodze do Grecji przejazdem przez Albanię. Postój na Albanii był nieplanowany, byli trochę wystraszeni. Razem poszliśmy na kolację i poszli spać przed dalszą podróżą. My troszkę później, ale również.