Z przedziwnego Jerome ruszyłyśmy przez Sedonę w stronę Wielkiego Kanionu Kolorado. Rada dla wybierających się - nie ufajcie bezkrytycznie przewodnikom polecającym fantastyczne noclegi! My popełniłyśmy ten błąd i zamiast nocować we Flagstaff, gdzie roiło się od moteli, ruszyliśmy w górę do Cameron Trading Post. I skucha, miejsca mieli zarezerwowane na kilka tygodni do przodu.
Wylądowałyśmy w Tuba City, w samym środku nigdzie, gdzie za bardzo przeciętne spanie trzeba było słono zapłacić. Powinnyśmy były skorzystać z okazji i odwiedzić Monument Valley, ale zamiast tego wróciłyśmy na południową krawędź Kanionu.
Było dużo ludzi, ale widoki też były... Nie zdecydowałyśmy się zejść na dół - trzeba liczyć kilka dobrych godzin marszu w dół, a jak wszędzie nam przypominano, "Co schodzi w dół, musi też wejść na górę". Autobus parkowy dowiózł nas ostatecznie do Hermit's Rest, ale żadnego pustelnika w tłumie zwiedzających nie zobaczyłyśmy. Były za to kruki - według stempla pocztowego to one odpowiadają za przesyłki lotnicze w okolicy. I był Kokopelli...