W końcu przyszedł czas na umówione spotkanie. Zorientowałem się szybko, że nieprzypadkowo wybór padł na Bairro Alto – miejsce tak niezwykłe, że opisać je można tylko jednym słowem: Leć tam! W starych, zaniedbanych, za dnia „śpiących” kamienic rozgrywał się niezwykły spektakl życia. Na wąskich uliczkach było tak ciasno, że wydawało się, że cała Lizbona wyległa właśnie do tego magicznego kwartału ulic. Wszędzie pełno knajpek, uśmiechniętych ludzi, ktoś gra na gitarze, ktoś tańczy… Mile widziane są nawet ogromne śmieciarki, których kierowcy są przyjaźnie pozdrawiani przez rozochocony tłum. Niesamowita atmosfera, mieszanina portugalskiego fado i brazylijskiej samby, wszystko opanowuje człowieka bez reszty.
Niestety trzeba było wracać. Sobotnia noc w portugalskiej stolicy trwała w najlepsze, gdy samolot Centralwings do Warszawy wzbijał się w przestworza. Spokojne kołysanie podczas lotu sprawiło, że rankiem w Warszawie obudziłem się rześki i wyspany. Na pewno jeszcze nieraz skorzystam z tego połączenia, bo kto raz był w Lizbonie – zawsze będzie wracał na Bairro Alto. Bo Lizbona to nie jest zwiedzanie zabytków wsłuchanym w przewodnika, to nie jest też bezczynne leżenie na plaży. Lizbona to przyjemność każdego kroku w zwykłym-niezwykłym mieście.