Jeśli Pragę w trójkącie Ząbkowska, Brzeska, Koneser potraktować jak organizm przetaczający wielokulturową krew, to sercem tego organizmu była praska scena. Gwiazdą wieczoru (popołudnia raczej, bo wieczór zarezerwowano jednak dla mocniejszych brzmień) był nie kto inny, jak Ivan Mladek z zespołem Banjo Band, czyli z jakichś powodów uwielbiany w kraju nad Wisłą Jożin z Bażin. Jożina z Bażin podczas występu Mladka oczywiście nie zabrakło, nie zabrakło też innych hitów oraz mocno niepoprawnych politycznie żartow, okraszonych dodatkowo wypinaniem tyłków przez towarzyszące muzykom panie i szeroko pojętymi wygłupami starszych panów. Publika była zachwycona, a co poniektórym z tego zachwytu powypadały i tak już mocno przerzedzone zęby, słowem - sukces na całej linii.
A potem... nie, najpierw kolejna zagadka. Jak myślicie, czego można się spodziewać po łysym kolesiu z gołą klatą i kozacką gębą, gitarzyście w czerwonych ogrodniczkach z czarnym ukraińskim haftem i nadciągającej burzy? Totalnego szaleństwa! Wierzcie lub nie, ale Haydamaky - bo to o nich mowa - do tańca porwał nie tylko młodzież w czarnych kurtkach, ale i 70-letnie staruszki. Było czego posłuchać i na co popatrzeć. Pod koniec jednej z piosenek spadł rzęsisty deszcz, a żaba uznała, że pora do domu.
Ale za rok na pewno znowu będzie świętować na Ząbkowskiej :]