Rano wczesna pobudka, śniadanie w B&B (wspaniałe świeże bułeczki z dowolną ilością wędliny, serów i dżemów – z tego pakujemy kanapki na drogę). W samochód i w drogę… 10 km do Murren. Jeszcze zdjęcie …niesamowity widok z okna B&B na Youngfrau… wprawdzie osłonięty woalką z chmur.
Wjeżdżamy kolejką linową na 1650 m. Murren ma tylko 450 mieszkanców. Co dziwne nie widzimy w ogóle samochodów. Tylko małe auta mieszkańców i tych niewiele. To największy teren narciarski w rejonie Oberland… wszędzie wyciągi. Wygląda jakby zawieszone gniazdo u podnóża Schlithorn; był tu nawet kręcony film Jamesa Bonda “Agent 007”.
Tu zaczynamy naszą pieszą wyprawę paro-godzinną na jednym ze szlaków. Widoki 360 stopni wprost niesamowite na największe szczyty Alp. Jestem ciągle zasapana i brak tlenu, trochę w głowie się kręci, bo to “trochę” jest wysoko. Przechodzimy najpierw drogą, potem kawałek lasem, potem przez pastwiska. “Pogadałam” też z krową, ona “muuu” a ja “Dzień Dobry, jak trawa? Dobra soczysta?” Zabrała się z powrotem do jedzenia. Kwiaty kwitną jak zwariowane, krokusy, kaczeńce.
Wieczorkiem mimo zmęczenia jedziemy samochodem do jeszcze jednej wioski w górach Beatenberg. Była nam polecona przez właścicielkę B&B, jako typowa dla tego rejonu. Droga wije się jak wąż zakrętasami wysoko ponad jeziora. Tym razem już tylko autem. Chodzimy po wiosce, kupujemy lokalny ser. Turystów nie ma ani na lekarstwo. Spotykamy tylko paru lokalnych. Robimy zdjęcia.
Podróż Jak w szwajcarskim zegarku - Dzień 7-my pieszo w góry do Murren
2009-09-03