Wyjazd z Genewy do Interlaken. Po drodze “wpadliśmy” do Berna, stolicy Szwajcarii.
Zaraz po wyjściu z parkingu na starym mieście zobaczyliśmy grającą orkiestrę dętą. Same młode chłopaki, wyglądali jak z wojska lub szkoły wojskowej. Zjedliśmy cos naprędce (kanapki ze serem, wędliną i pomidorem wcześniej kupione w spożywczym), aby zdążyć pochodzić po mieście. Ciekawe, jedliśmy na placu pełnym studentów, prawie każdy cos jadł, wiec nie czuliśmy się sami. Pogoda dopisywała, słońce w pełni. Piękne, czyste miasto, pełno ludzi w sklepach, na ulicach. Miasto żyje. Wody w rzece Lorraine czyste i niebieskie; daje to niesamowite wrażenie. Nigdy w życiu nie widziałam rzeki przepływającej przez duże miasto tak czystej! Tę czystość odczuwało się na każdym kroku! No, były czasem śmiecie na ulicy, ale są tam turyści i to oni śmiecą. Domy zadbane. Ba, nawet parkingi podziemne czyste i muzyczka nawet gra. Są tam tez ubikacje i czyste ręczniki. W klopach to nawet pachnie! Nigdy nie spotkałam się z taka czystością.
Chodzimy po mieście, widzimy ogrody na starówce “schodzące” piętrami do rzeki. Bogate domy, ozdobami przypominaja palace. Cudowny widok.
Parę godzin po mieście i do samochodu w drogę.
Przyjeżdżamy do naszego B&B Interlaken późniejszym popołudniem. Miasteczko w rejonie Bernise Oberland tuż u podnóża szczytów Youngfrau, Monch i Eiger. Położone pomiędzy jeziorami Thun i Brienz stąd nazwa “między-jeziorami” Interlaken.
Spacerujemy promenadą przy parku a zaraz obok wielkie kasyno, sklepy z drogą biżuterią, zegarkami i czekoladą. Miasteczko ekstrawagancji… widzimy przy najpiękniejszym hotelu Victoria-Jungfrau Grand Hotel & Spa zaparkowane Lamborghini, auto warte sama nie wiem ile, ale bardzo dużo… ktoś przyjechał z Włoch… ludzie pstrykają zdjęcia, że niby to oni są właścicielami… śmiechu warte. A my z powrotem do naszego B&B pełnego Chińczyków i ich zapachów dochodzących z kuchni na dole… zasypiamy jak zabici.