Rano zdążyliśmy pochodzić po maleńkiej wiosce. Domów maleńko, może kilkanaście, reszta to duże hotele i Centrum Sportowe, parę sklepów z pamiątkami.
I w drogę do autostrady poprzez Rhine Valley.
Jeszcze odbijamy do Zermatt.
Zermatt, zwana wioską “Matterhorn”, bo leży najbliżej tego właśnie szczytu. Ale wokół widać aż 38 czterotysięcznikow. Chcemy dojechać do miasteczka, ale 15 km przed droga się skończyła. Dalej tylko kolejką elektryczną. Wspaniale parkingi podziemne, wspaniała organizacja i informacja, w 5-ciu lub więcej językach, dużo tablic z symbolami tylko, gdzie kupić, ile kosztuje, jak szybko nadjedzie pociąg. Wszystko działa zupełnie jak szwajcarski zegarek. 15 min i już jesteśmy w Zermatt. Miasto bez samochodów … są tylko wózki golfowe na bagaże, a wszyscy chodzą piechotą. Widac też wozy konne, chyba ostatnie już w Alpach. Mimo, że jest jednym z najsłynniejszych i najwyżej położonych ośrodków narciarskich, nadal czuje się tu atmosferę wioski.
Zematt leży na wysokości 3883m a Matterhorn na 4478m. Mnóstwo domów jest drewnianych i to dość starych.
Dzieci właśnie wracają ze szkoły, rozdokazywane, śmiejące, grające w piłkę.
Z powrotem na autostradę na wschód i do Genewy. Cały czas jedziemy doliną Ronu w kierunku Genewy. Godzinami poprzez rejon gdzie winorośle rośną od autostrady wysoko w górę, prawie do nieba. A prawie każde poletko ma swój kamienny plot, aby ziemia nie obsuwała się podczas deszczu.
Ponieważ próbujemy być koneserami wina i lubimy z każdej podroży przywieść butelkę lub dwie, wstępujemy do jednej, zaraz przy drodze. Starszy facet, właściciel paru poletek sam produkuje wino z rodzina. Jest duży upał na zewnątrz a wchodzimy do piwnicy do przechowywania wina i jej chłód i zapach daje się odczuć. Próbujemy parę gatunków, kupujemy dość drogą butelkę i do autka w drogę.
Przyjeżdżamy do Genewy do naszego wcześniejszego pokoju.
Podróż Jak w szwajcarskim zegarku - Dzień 14-ty Leukerbad - Rhone Valley - Genewa
2009-09-03