Podróż Jak w szwajcarskim zegarku - Dzień 11-ty jedziemy do Lago Maggiore i St Moritz



2009-09-03

Pakujemy się i do naszego samochodu w drogę. Czeka nas długa jazda samochodem i to po alpejskich drogach w wysokich górach. Na początku jest dobrze, droga wygodna, szeroka, potem odbijamy na St.Moritz i skręcamy w drogę która prowadzi przez przełęcz Julierpass (2284m).

Zakręty tak niemożliwe, że nie wiem czy nasze autko wytrzyma. Ale dało radę. Widoki niesamowite, tylko stajemy na zdjęcia. 
Zjeżdżamy z Julierpass w dół i w dół i nagle widok jak z bajki. Jezioro, miasteczko-kurort St.Moritz. Najbardziej ekskluzywny, najbardziej znany na świecie, szykowny i elegancki. Położony na wysokości 1856m,  otoczony szczytami Alp Engandine. Składa się z dwóch części “sanatorium” i właściwego miasteczka. Powietrze jest tak czyste i krystaliczne, że nazywają go “szampańskim”. Przyjeżdżają tu na wypoczynek rodziny królewskie i magnaci z całego świata. Na zamarzniętym jeziorze w zimie są organizowane mistrzostwa polo na śniegu.
Parkujemy w podziemnym, wspaniale zorganizowanym parkingu, który jest jednocześnie punktem centralnym do kolejki i nad jezioro. Wbudowany jest w górę, z zewnątrz wcale go nie widać.
Wjeżdżamy do góry do miasteczka. Głucho wszędzie, jest niedziela, ani jednego człowieka na ulicy. Chodzimy po uliczkach, wypucowanych chyba szczoteczką do zębów tak czystych. Pełno jest tylko banków “prywatnych”, ale mało nawet sklepów. A jeśli są, to tylko bardzo ekskluzywne. Głupio się czujemy. Jemy kanapki w parku i jedziemy w dół do jeziora.. Tutaj trochę lepiej, więcej turystów chodzących, opalających się, jednym słowem kurort. Obeszliśmy jezioro prawie dookoła i w drogę. Mamy dużo przed sobą.
Musimy dojechać przez następny pass aż do Jeziora Lago Maggiore. Wracamy jeszcze raz przez Julierpass do głównej drogi szybkiego ruchu. Po drodze pada znowu…
Przyjeżdżamy do Lugano do naszego noclegu “Villa Ginia” w centrum już późnym popołudniem. Jesteśmy prawie jak we Włoszech. Ludzie mówią po włosku, klimat śródziemnomorski i rośliność też. Ciepło i wilgotno po deszczu. Dostajemy wspaniały pokój w B&B, zaraz na 1-szym piętrze. Chyba właścicielka widziała mnie utykającą. Schody, schody, schody wszędzie i to mnie przeraża, bo moje kolano boli i jest bardzo spuchnięte jak jedno jabłko tym razem.  Właścicielkami B&B są dwie siostry. Dom w stylu “Młodej Polski”, czyli lata 30te. Dużo malowideł na ścianach, wspaniale utrzymany. Duża kuchnia zaraz obok, można ugotować sobie ciepłą kolację.
Ale decydujemy iść na spacer do portu, przechodzimy obok lokalnego kasyna. Jemy kolację na Piazza Grande, jedyna pizzeria otwarta o tej porze. Pizza taka sobie a wydajemy krocie. Janek chciał, aby choć raz mu podano. Mnie na tym nie zalezalo... Chodzimy już prawie ciemnymi uliczkami. Wspaniała włoska atmosfera południowego miasteczka. Wracamy do domu i padamy spać.

  • Julien Pass... raczej chlodno
  • Julien Pass... snieg lezy
  • Julien Pass 2284m
  • Julien Pass Jan
  • Locarno, uliczka
  • Piazza Grande in Locarno
  • Villa Ginia Locarno, nasz B&B
  • St. Moritz
  • St. Moritz, Jan nad jeziorem
  • St. Moritz, nad jeziorem
  • St. Moritz, uliczka
  • St  Moritz kiosk z wycieczkami
  • St. Moritz nad jeziorem