Podróż Tajlandia 2005 - Na północ



2005-11-10

Na dworzec w Chian Mai dotarliśmy spóżnieni, ale Sławek, nasz koleg i przewodnik czekał i zabrał nas do Galare Guesthouse, w którym spędziliśmy najbliższy tydzień. Pokój duży i z klimatyzacją 1100 BHT. Pensjonat był bardzo dobrze położony, blisko centrum, blisko rzeki (która w trakcie święta Loy Kratong będzie bardzo ważna). Następnego dnia wybraliśmy się na zwiedzanie, najciekawsze okazało się wzgórze ze świątynią Doi Suthep. To święte miejsce jest taką nasza Częstochową, nawet raz w roku można tam wejść pieszo, razem z pielgrzymką mnichów. Zarówno widok na miasto, jak i złota chedi, biały słoń i nagi przy wejściu na wzgórze robią wrażenie. Przede wszystkim iloscią złotego koloru. Wróciliśmy do centrum z tym samym kierowcą songathewa, który przywiózł nas w tamtą stronę. W ramach odpoczynku poszliśmy...do więzienia ;) a raczej do pomieszczenia obok, gdzie w ramach resocjalizacji Tajki uczyły się masażu (miejsce polecone przez tubylców, czyli Sławka i Agnieszkę). Przez godzinę byliśmy podmiotami dźwigni i naciągnięć, ale po było naprawdę przyjemnie. Kolejnego dnia wybraliśmy sie na wycieczkę "wash&go", czyli najpierw jazda na słoniach, powrót wozem z wołami, przepłynięcie tratwą, wizyta w wiosce plemienia Karen, jaskinie i farma motyli. Całość oczywiście bardzo komercyjna, ale przynajmniej opiekunowie słoni naprawdę dobrze się nimi opiekowali. Tego typu wycieczek mniej lub bardziej trekkinkowych, 1- lub wielodniowych można kupić w Chiang Mai wykupić do woli. Dużą atrakcją Chiang Mai jest tzw. nocny bazar, czyli niezwykły targ, na którym można kupić dużo przydatnych i mniej przydatnych pamiątek :) Ale głównym wydarzeniem, w którym mieliśmy okazję brać udział było święto Loy Kratong, czyli pożegnanie pory deszcowej. Takie połączenie Bożego Ciała z wiankami. Procesja w odpowiedich strojach szła kilka godzin przez całe miasto, a potem impreza przeniosła się nad rzekę, gdzie można było puścić na rzekę kratonga, czyli właśnie wianek ze świeczką i drobnymi monetami (pracowicie zresztą wyławianymi pod mostem przez małych chłopców) a potem lampion w niebo. Całe niebo rozświetlone było milionami lampionów różnych rozmiarów wypuszczanych przez wszystkich. Wieczorem pozostała już tylko impreza na macie, nad rzeką, jedzenie i picie dostępne na prowizorycznych stoiskach, radość Tajów - bezcenna :) Tydzień w Chiang Mai upłynął bardzo szybko, w dalszą podróż wybraliśmy się samolotem. Z Chiang Mai via Bangkok na Ko Samui.

  • Dscn0861
  • Dscn0512
  • Dscn0597
  • Dscn0713
  • Dscn0717
  • Dscn0775
  • Dscn0818