Podróż W świątyni i w puszczy- Indie cz.2 - Backwaters- łódką przez Keralę



2009-06-11

Nocą opuszczamy Kalpettę i udajemy się do Alleppey, Wenecji Wschodu. Chyba każda strona świata ma swoją Wenecję, albo nawet kilka. (T: My np. mamy Wenecję w Cieszynie). Pozwalamy sobie na trzygodzinną drzemkę, po czym wypływamy na backwaters. Wsiadamy do łódki w jednym z miejskich kanałów. Płyniemy wzdłuż cmentarzyska starych łodzi. Z szerokiego kanału głównego wpływamy w coraz węższe. Mieszkańcy używają tu swoich łupinek tak jak my samochodów. Na obu brzegach toczy się życie: po lewej stronie brzuchaty pan mydli się pod pachami, po prawej Hinduska zanurzona w wodzie robi pranie. Jest spokojnie, czas jest płynny jak woda w kanałach.

Zatrzymujemy się na obiad. Nasz wioślarz, Badal (jak później się dowiedzieliśmy oznacza to w którymś z indyjskich języków "chmura"), ma w restauracji bonus. Gdy przywozi turystów dostaje ryż warzywami. Nie zjadłbym tej góry, którą ma na talerzu. A on pałaszuje wszystko i przynosi zaraz dokładkę – drugą górę ryżu. Częstujemy się piwem kokosowym. Wyrabiają je tu dziurawiąc kokosa, do którego doczepiają dzban. Mleko wylewa się do środka, później fermentuje. Udaję, że mi smakuje, po czym częstuję resztą wioślarza…

W gościnie u pana Chmury

Raz jeszcze wychodzimy na ląd, gdy Badal chce nam pokazać swój dom. W kanale obok zaparkowana jest jego wąska łódeczka. (T- naprawdę wąska, pomyślałabym, że jest to raczej przyczepka do transportowania kotów, albo małych dzieci, ale szczupli Hindusi spokojnie się w takie mieszczą). Podstawowym budulcem domku jest drewno, dach pokryty jest falistą blachą. Zostajemy ugoszczeni herbatą w salonie – małym pomieszczeniu ze stolikiem i plastikowymi krzesłami. Obok mieści się sypialnia z jednym łóżkiem, a dalej jakby doczepiona do całej tej konstrukcji malutka kuchnia. Badal ma jedną córkę, która pokazuje nam zdjęcia zrobione przez takich jak my przyjezdnych, którzy oglądali ich domek. Przechowuje je niczym relikwie. Żona wydaje się nieco speszona, najchętniej chowa się za kotarą. Potem dziewczynka śpiewa nam jakąś piosenkę. Czuję się nieco niezręcznie siedząc w tym plastikowym tronie…

Usmiechnięta twarz Kerali

Przed zmrokiem, gdy już wracamy w kierunku Alleppey, zrównuje się z nami druga łódka. Wiosłuje właściciel łódki, także tej, którą płyniemy my. Młody chłopak, gadatliwy i wesoły opowiada o sobie. Mówi, że ma w życiu szczęście. Gdy był mały, marzył by mieć rower. Dziś ma kilka rowerów. I kilka łódek. Życie jest dobre, mówi. I nuci Boba Marleya.

Następnego dnia planowaliśmy się udać do Ananthapuram, do aśramu, w którym Amma (czyli Mama), guru tamtejszej społeczności, urządza nocne sesje przytulania. Głosi bowiem, że przytulanie jest lekarstwem na całe zło tego świata. Niestety, w czasie gdy my chcieliśmy ją odwiedzić, Amma odwiedzała Nowy Jork. Dzień wolny wypełniliśmy więc plażą. Leniwa niedziela upłynęła nam na wąskim pasie piasku obmywanym przez cieplutkie Morze Arabskie.

T: W biurze turystycznym, gdzie dowiadywaliśmy się o Ammę spotkaliśmy nietypowego turystę. Opalona twarz, typowy miejscowy strój- koszula i długa spódnica, korale, kropka na czole. Ale twarz europejska. Francuz. Bardzo lubi jednak Indie i często tu bywa- był też u Ammy i mówi, że było wspaniale. Wspaniale czuje się też człowiek w takiej wygodnej spódnicy- szkoda, że w Europie się takich nie nosi. Kerala w ogóle sprzyja tego typu pozytywnym wynurzeniom obcych ludzi.

  • Tak podrozuja biedniejsi
  • Autostrada
  • Banany
  • Byt okresla swiadomosc
  • Corka naszego wioslarza
  • Kochanie  ide na ryby przed dom
  • Przyjemna
  • Rodzina wioslarza
  • Tak podrozuja bogacze
  • Taksowka