Zaopatrzeni w niezbędne informacje (plus plan miasta i hotelowe foldery) ruszamy w drogę. Nie mam głowy do tego, by wypytywać tubylców o jakieś połączenia autobusowe. Szybko bieżemy taksówkę sprzed budynku lotniczego portu i nie bacząc na cenę prosimy o podwiezienie pod Hotel Filozofów. Majowe, wieczorne podmuchy wiatru, szczególnie tu, w portowym mieście, są mocno odczuwalne. Dobrze, że to nie Łódź i na ulicach nie ma korków. Sprawnie przemykamy rozświetlonymi ulicami i już po paru minutach wysiadamy z samochodu. Usłużny kierowca przenosi nasze walizki do hotelowego holu. Zbyt sowity, moim zdaniem, napiwek wpada do jego kieszeni. Cóż, mój mężuś zawsze był utracjuszem...