Nastepna nasza duza podroza w poprzek Japonii jest wyprawa czterema pociagami do Takayama. Ta niewielka miejscowosc jest polozona u podnoza Alp Japonskich. Na ostatnim odcinku 100 km pociag pokonuje wysokosc 600 metrow, jadac dolina rzeki kreta trasa. Piekne widoki pojawiaja sie raz po lewej raz po prawej stronie, w zaleznosci po ktorej stronie rzeki polozone sa tory. Liczne tunele dodaja uroku. Takayama nas wita piekna sloneczna pogoda i nieco mniejsza dusznoscia niz Beppu – nic dziwnego jestesmy kilkaset metrow wyzej.
Do naszego hotelu idziemy pieszo ciagnac walizki. Calkiem mily spacer. Po drodze mijamy spora pagode, ktora stanowi dobry punkt orientacyjny, bo nam sie troche nawigacja zagmatwala. Tak czy owak przekrecajac nasze mapy na rozne strony docieramy do naszego hoteliku, i zamieszkujemy znowu w pokoju w japonskim stylu, czyli na matach.
Troche odsapnawszy wybieramy sie na spacer po miescie. Zaczynamy szukac restauracji aby cos zjesc, ale, nie do wiary, wszystko jest pozamykane. Krazymy po miasteczku i w koncu znajdujemy malutkie lecz przytulne miejsce. Wyboru duzego nie ma i zamawiamy dwie rozne zupy z duza iloscia makaranu i roznymi dodatkami. Popijajac sake przypatrujemy sie jak wlasciciel nam gotuje. Zupka jest pyszna. Powoli wracamy do hotelu i czujac jak bardzo jestesmy spiacy, nie oponujemy i idziemy wczesniej spac.
Rano jestesmy wyspani i chetni do zwiedzania starej czesci zabytkowego miasta. Na poczatek chcemy zjesc sniadanie, ale znowu wszystko jest zamkniete. Do tej pory to raczej nowosc dla nas – poprzednio zawsze znajdywalismy sporo restauracji do wyboru, tymczasem tu w Takayama chodzimy glodni. I to nie dlatego, ze nie ma restauracji lecz dtego, ze wszystkie sa pozamykane. W koncu niedaleko dworca znajdujemy stylowe miejsce i humory z powrotem mamy dobre.
Takayama ma cos czego czesto brakuje innym japonskim miastom – stare miasto jako kompleks. Kilka ulic na krzyz ze starymi domami – takie niewielkie staromiejskie srodmiescie z XVI wieku to rarytas na skale calego kraju. Moga byc tego dwa powody Pierwszy to to, ze w Japonii az do bardzo niedawnych czasow krolowalo budownictwo drewniane, i do dzis zachowaly sie tylko najwspanialsze budowle, a reszta po prostu z czasem zostala zastapiona budynkami murowanymi juz w XX wieku. Drugi to to, ze Takayama byla od wiekow slynna z wybitnie uzdolnionych ciesli a ci wybudowali w miescie wiele domow, ktore kwalifikowaly sie by je zachowac. I tym sposobem Takayama stala sie jednym z nielicznych miast, moze i na swiecie, gdzie zabytkowe centrum jest drewniane. Zreszta wspaniale przyklady talentu dawnych ciesli mozna rowniez ogladac w wielkim skansenie na przedmiesciach miasta, gdzie postawiano kilkadziesiat domow przywiezionych tu z oklicznych miasteczek i wiosek. Do wiekszosci z nich sie wchodzi sciagajac tylko buty. Musze przyznac, ze ogladajac kilkusetletnie domy japonskich rolnikow wcale mnie nie dziwi, gdy patrze gdzie Japonia jest dzis porownujac np. do takiej Polski.
Gdy chodzilismy spacerkiem po starej Takayamie, w pewnej chwili podszedl do mnie elegancko ubrany mezczyzna z mikrofonem i po angielsku zapytal czy znam japonski. Z usmiechem odpowiedzialem, ze nie, wowczas on mi podsunal kartke, gdzie po angielsku bylo pytanie czy moglbym odpowiedziec na kilka pytan dla lokalnej telewizji. Pytania byly napisane w dwoch jezykach, po japonsku i angielsku i dotyczyly atrakcyjnosci turystycznej miasta. Na koniec zostawilem swoj adres proszac o przeslanie mi tego programu, ale do tej pory nic nie nadeszlo.
Jednego dnia poszlismy na spacer po obrzezach miasta trasa zwana szlakiem swiatyn. Trasa majaca 3 i pol kilometra przebiega po okolicznych parkach wsrod pagorkow i lasow i po drodze polozonych jest zwykle bardzo malowniczo kilkanascie starych swiatyn. W jednej z nich znalezlismy ksiazke z wpisami gosci, a wsrod nich byla jedna polska para z Warszawy – my tez sie dopisalismy.
Jak zwykle mamy klopot aby zjesc obiad o porze, ktora nam odpowiada, ale tym razem dopisuje nam jednak szczescie, bo trafiamy do dobrej restauracji. Zamawiamy wolowine, reklamowana jako lokalna specjalnosc. Kelnerka nam wlacza piec gazowy, ktory jest wbudowany w stolik i sami sobie gotujemy. Mieso jest rzeczywiscie przepyszne, choc wcale nie takie chude – a moze dlatego nam tak smakuje?