Podróż Dyskretny urok Japonii - Beppu



2009-05-16

Nastepnego dnia rano jedziemy do Beppu – stolicy goracych zrodel w Japonii, niewielkiego miasta polozonego na wyspie Kyushu, a wiec znowu kawalek drogi do przejechania. Tym razem zmiescimy sie w trzech dlugich skokach. Pierwszy to do Okayama, nastepny do Kokura a to juz jest na Kyushu gdzie pociag ostatni 2-kilometrowy odcinek jedzie w tunelu pod dnem morza. Poniewaz na naszej trasie bylo ich sporo wiec tego, ze jechalismy pod dnem morskim domyslilismy sie, bo to byl ostatni tunel przed koncowa stacja. Beppu nas wita deszczem – po raz pierwszy w Japonii i dusznym, wilgotnym powietrzem – cos, co juz traktujemy jako dopust bozy. Nasz wczesniej zarezerwowany hotel jest blisko dworca lecz z uwagi na pogode jedziemy taksowka waziutkimi uliczkami. 

 

Po krotkim odpoczynku idziemy na miasto cos zjesc. W drodze powrotnej wstepujemy do informacji turystycznej. Jest tam wiekowy wolontariusz mowiacy moze nienajlepiej po angielsku ale pomaga sobie mimika i gestami i robi to bardzo obrazowo. Sugeruje nam co warto zobaczyc, co mniej i jak najlepiej sie w poszczegolne miejsca dostac. W pewnej chwili pyta skad jestesmy.  Odpowiadamy, ze z Polski. Mina starego Japonczyka wskazuje duze zaskoczenie. Pokazuje na mnie i mowiac pol na pol po angielsku i japonsku wyraznie chce nam dac do zrozumienia, ze ja mu absolutnie nie pasuje do wygladu Polaka. Po czym spogladajac na Marole usmiecha sie z zadowoleniem – tak, Mariola wyglada na Slowianke. Nasz rozmowca sie zamysla i pyta –Czy to Polske zaatakowali Niemcy w 1939 roku? –Tak. Pan sie zasepil i rozpoczal dluga przemowe, ale jako, ze kazde angielskie slowo jest przedzielone japonskim zdaniem, wiec tylko z jego pelnej cierpienia twarzy i gestow domyslamy sie, ze nam bardzo wspolczuje. Co ciekawe, to nie jedyny raz w Japonii utozsamiano Polske z poczatkiem II wojny swiatowej. Pare razy dla poznanych przez nas Japonczykow Polska jawila im sie jako ojczyzna Chopina. W sumie jakze innaczej jest postrzegana Polska w Japonii niz w Ameryce Poludniowej – tam zwykle wszyscy kojarza Polske z Grzegorzem Lato i papiezem. 

 

Nasz hotel ma pokoje w japonskim stylu, czyli nie ma mebli i zycie toczy sie na podlodze wyslanej matami tatami. Hotel jest w przewodniku zakwalifikowany jako onsen, czyli mam mozliwosc korzystania z goracych zrodel. I rzeczywiscie sa az trzy rozne laznie, do ktorych doprowadzona jest woda z goracych wulkanicznych zrodel wyplywajacych tu gdzies nieopodal. Mamy zamowiona tradycyjna japonska kolacje, ktora ustalamy na 7-ma wieczorem, a na 6-ta rezerwujemy jeden z onsenow. W sumie scenariusz jest podobny do tego z Koyasan: najpierw maly pokoik, w ktorym sie rozbieramy a nastepnie wiekszy z kranami, obok ktorym stoja niskie zydelki i male balie do polewania sie woda, oraz nowosc – mydlo z sola gruboziarnista, ktora daje przyjemne wrazenie szorowania sie do czysta. Obok jest  kamienny basenik, do ktorego leje sie przez caly czas bardzo goraca woda ale przynajmniej jest tu mozliwosc zakrecenia jej i dolania zimnej, co nam, niewprawionym w kapieli we wrzatku, daje mozliwosc wejscia do wody bez obawy, ze sie ugotujemy. 

 

Kolacja jest bardzo wykwintna i sklada sie z wielu dan, ale w odroznieniu od posilku u zakonnikow, tu sa rowniez dania miesne i rybne. Dobre zimne piwo dopelnia calosci. Czujemy sie bardzo zmeczeni. Wkrotce jakby czytaly w naszych myslach, przychodza trzy kobiety i sprawnie przygotowywuja nam poslanie. Wyciagaja z szafy w scianie futony, ukladaja po dwa na osobe, nawlekaja puchowe koldry w poszewki i klaniajac sie z usmiechem odchodza. Po dniu pelnym wrazen jestesmy gotowi na wczesniejszy nocny odpoczynek. 

 

Nazajutrz wita nas piekna sloneczna lecz upalna pogoda. Sniadanie tez jemy w hotelu – sporo „smakolykow”  innych niz dotychczas jedlismy. Niektore nam smakuja bardziej niektore mniej, ale trzeba wszystkiego sprobowac. Poniewaz chcemy byc bardziej niezalezni czasowo, to rezygnujemy z wyzywienia w hotelu. Nasza ciekawosc zostala juz zaspokojona i teraz bedziemy sie zywic we wlasnym zakresie. Zaczynamy zwiedzac miasto od obejscia dziewieciu onsenow zwanych jigoku czyli piekielka. Niektore sa pieknie polozone i bardzo fotogeniczne. Widok wrzacej wody o roznych kolorach od niebieskiego przez zielony az do czerwonego na tle gor i poltropikalnej roslinnosci jest widokiem jedynym w swoim rodzaju. Jeden z onsenow to gejzer, ktory wybucha raz na pol godziny na wysokosc okolo 15 metrow, podobno najslynniejszy w calej Japonii. 

 

Po przypadkowym zakupie pocztowek z pobliskiego polwyspu Kunisaki i odkryciu dodatkowych atrakcji, postanowilismy sie zapisac na calodniowa po nim wycieczke. Mila pani z informacji turystycznej przestrzegla nas jednak, ze wycieczka ma tylko japonsko-jezycznego przewodnika. Nie ma problemu, zakladamy, ze w koncu ktos z turystow bedzie znal choc pare slow po angielsku, wiec jakos przezyjemy. Prosimy wiec uprzejma urzedniczke czy moze w naszym imieniu zadzwonic i zarezerwowac nam na nastepny dzien miejsce w autobusie. Zalatwione! Jutro jedziemy na wycieczke. 

 

Na drugi dzien zjawiamy sie we wskazanym miejscu. Czeka juz mlody czlowiek z lista i sprawdza czy to my. Tak, to my. Bardzo sie ucieszyl. Po chwili nadjezdza wielki autobus, drzwi otwiera nam elegancko ubrana przewodniczka, kierowca w bialych rekawiczkach sie usmiecha i klania. Wchodzimy i... okazuje sie, ze jestesmy jedynymi pasazerami! No to ladnie, osiem godzin bez mozliwosci porozumienia sie sam na sam z przewodniczka. Okazuje sie, ze kobieta ma niesamowita osobowosc, i nie dajac za wygrana zaczyna nas uczyc po japonsku. Powtarzamy rozne slowa a ona nas poprawia pokazujac na uklad ust przy czym smieje sie do rozpuku. My ja poprawiamy po angielsku a od czasu do czasu dokladamy jej jakies slowo po polsku. Wszyscy sie swietnie bawimy. Wycieczka po polwyspie okazala sie strzalem w dziesiatke. Ogladamy szereg starych swiatyn zwykle w bardzo malowniczej scenerii. Porosniete mchem wielowiekowe kamienne posagi wylaniaja sie z mroku gestego lasu porozrzucane posrod wzgorz, malownicze drewniane swiatynie, czy tez wielkie posagi Buddy wykute tysiac lat temu w skalach. Mamy wrazenie, ze przenieslismy sie w inna odlegla epoke. Poza tym wreszcie widzimy inna Japonie, gdzie zamiast wiezowcow i metra sa pola ryzowe, po ktorych przechadzaja sie dostojnie biale czaple. 

 

Trzeci dzien w Beppu postanawiamy spedzic bardziej relaksowo niz poczatkowo zakladal nasz plan. Najpierw jedziemy kawalek poza miasto, gdzie wyjezdzamy mala kolejka linowa na szczyt pobliskiego wzgorza – Takasakiyama. Jest to jeden z najwiekszych naturalnych habitatow malp macaque (z rodziny rezusow) w Japonii. Dzis miejsce to stanowi spora atrakcje dla mieszkancow Beppu jak i przyjezdzajacych tu turystow z calej Japonii i nie tylko. Historia malp z Takasakiyama jest dosc zabawna. Otoz mieszkajace w okolicznych lasach stada malp regularnie pustoszyly okoliczne pola uprawne stanowiac koszmar dla ciezko pracujacych rolnikow. Zadne sposoby walki z nimi nie poprawialy sytuacji ani o dx. Wreszcie jakies 60 lat temu ktos wpadl na pomysl aby zaczac je zwabiac jedzeniem na okoliczne wzgorze i w ten sposob odciagnac je od grasowania po okolicy. Sztuczka sie udala i dzis juz malpiszony nie niszcza plonow. Ale nie dzieje sie to za darmo – przez caly czas opiekunowie rezerwatu Takasakiyama regularnie je karmia aby bron Boze malpy nie zaczely szukac szczescia gdzie indziej,  a odwiedzajacy wzgorze turysci dzielnie im w tym sekunduja. 

 

Rytualem sie juz naszym stalo codzienne odwiedzanie ktoregos z hotelowych onsenow przed kolacja, ale w ostani dzien naszego pobytu postawilismy sobie wieczorna kapiel urozmaicic wizyta w najslynniejszym onsenie w Beppu – Takegawara, pochodzacym z 1879 roku. Kapiel tu, w odroznieniu od innych onsenow nie odbywa sie w goracej wodzie, lecz w goracym piasku. Gdy weszlismy do srodka, panienka w kasie, ktora nie zna angielskiego podsuwa nam kartke napisana w tym jezyku specjalnie na okolicznosc czasami przybywajacych tu turystow spoza Japonii. Wytlumaczone jest co nalezy zrobic plus cena. Panie z obslugi prowadza nas do osobnych pomieszczen, gdzie sie rozbieramy i ubieramy w yukaty. Nastepnie spotykamy sie na duzej hali wypelnionej parujacym czarnym wulkanicznym piaskiem. Kobiety z obslugi wykopuja specjalnymi lopatkami dwa podluzne dolki, w ktorych sie kladziemyi nas dokladnie zasypuja az po brode. Stala temperatura piasku jest utrzymywana za pomoca wody z goracych zrodel przeplywajacej pod spodem. Kilkunastominutowa „kapiel” robi swoje: czlowiek wypocil z siebie sporo wody. Teraz wracamy do pomieszczenia, w ktorym sie przebieralismy. Tu trzeba sie dokladnie umyc z piasku a nastepnie jeszcze mozna posiedziec w basenie z ciepla woda. Skoro Japonczycy opracowali taka procedure od Bog wie jak dawna to zakladam, ze pewnie dziala i postepuje tak samo. Jeszcze kilkanascie minut w basenie z goraca woda rzeczywiscie dobrze robi. Po wyjsciu jestem zrelaksowany i pelen wigoru. Wchodze do poczekalni, gdzie spotykam sie z Mariola – jej wrazenia sa podobne. Poniewaz wlasnie sie zaczela tropikalna ulewa, wiec siadamy w zabytkowej poczekalni na duzej drewnianej lawce i delektujemy sie lodowata woda z automatu.

 

  • Beppu
  • Beppu, Kyushu, Japonia
  • Beppu, Kyushu
  • Beppu
  • Kunisaki
  • Kunisaki, stary cmentarz
  • Kunisaki
  • Kunisaki
  • Takasakiyama, Beppu
  • Takasakiyama
  • Beppu, Japonia
  • Polwysep Kunisaki, Kyushu