Podróż Kusząca Namibia - Panie ober, zebrę proszę!



2009-05-12

Zmęczeni, przepoceni, docieramy wreszcie do kompleksu luksusowych bungalowów w sercu namibijskiej sawanny. Krajobrazy zapierają dech w piersiach, wystarczy krótki wypad terenówką pod nieodległe wzgórza, aby zauważyć dostojny bieg stada afrykańskich strusi czy nostalgiczny marsz antylop. Nocleg - rewelacja!

Choć w łazienkach świetnie wyposażonych domków w Sossusvlei Lodge wiszą kartki: "Namibia to suchy kraj. Pomóż nam oszczędzać wodę", ciepły prysznic wyzwala w ciałach niespotykaną energię, a podane do kolacji wykwintne napoje rekompensują ubytek H2O. Nie ma co, na początek w Namibii obżeramy się prawdziwymi specjałami. Czarnoskórzy kucharze w białych czapkach serwują plastry mięsa z zebry (dość łykowate), oryksa i antylopek springbok (znakomite), kroją krokodyle ogony (smakują jak kurczak, wyglądają jak talarki ananasa), smażą złowione w oceanie kalmary, ośmiornice i krewetki. Orgia smaków, orgia kolorów, wszystko podane sprawnie i nieznającym tutejszych realiów objaśnione zręcznie po angielsku (w Namibii dogadasz się spokojnie w języku Szekspira i po niemiecku).

Następny dzień - gigantyczne, olśniewające w słońcu czerwone wydmy. Choć mają obłe kształty, wspinamy się na nie jak na alpejskie szczyty. Po godzinie jesteśmy na górze. Co za widok! Wydmy na Saharze wydają się przy namibijskich jedynie niewielkimi kupkami piachu. Jeszcze spacer "granią", a potem jak dzieci zbiegamy w dół, grzęznąc w osuwającym się spod nóg pomarańczowym piasku. Dookoła krajobraz iście księżycowy, wyschnięte na pieprz krzaki, spękane na biało dna jezior sprzed milionów lat, gdzieniegdzie kości zwierząt, którym nie udało się ujść przed drapieżnikami. Podróżujemy terenowymi autami, mniejsze nie przejadą zasypanymi piaskiem, dostrzeganymi tylko przez wprawnych kierowców autochtonów drogami. Jedziemy w stronę wybrzeża. Po drodze jeszcze wąwóz z gigantycznymi, pełzającymi po skałach pajęczakami, z bacznie wypatrującym ofiary orłem i trującymi jak diabli krzakami, z których ukrywający się przed naszymi oczami namibijscy Buszmeni produkują słynne, zabójcze dla żywych organizmów strzałki-plujki. - Uwaga, kupa słonia - krzyczy nagle Carl, podając nam w ten sposób dość elektryzującą informację, że przed chwilą w poprzek drogi spacerował król afrykańskiej zwierzyny (albo i kilka słoni).