Pierwsze zwiedzane przez nas miasto w Kambodży, wyróżniające się kolonialną architekturą.
Zatrzymaliśmy się w całkiem ładnym hotelu, gdzie za dwójkę z ciepłą wodą, bez klimy, płaciliśmy 6$ za noc (nie od osoby, ale za cały pokój). Oczywiście nie był to super standard ale było czyso, przestronnie, i oczywiście TV (chyba nawet najmniejszy guesthouse miał tam TV... a my niewdzięczni ani razu nie skorzystaliśmy).
W Battambang poszwędaliśmy się trochę po mieście - zwiedziając dwa rynki (i pijąc kokosy przez słomkę). Pospacerowaliśny po nadrzecznym bulwarze, i po centrum miasta. No i oczywiście kupiliśmy sobie mango i liczi :D
W okolicach zwiedziliśmy świątynię Wat Banan na szczycie wysokiego wzgórza na które prowadziły niezwykle długie schody (podejrzewam że wydłużają się w zależności od temperatury ;)... Wat Banan to jedynie kilka zruinowanych wieżyczek (trochę jak Angor Wat w miniaturze), ale widok ze wzgórza roztaczał się naprawdę ładny.
Drugim miejscem które zobaczyliśmy w okolicy był o wzgórze z bardziej współczesnymi świątyniami (którego nazwy nie pamiętam). Poza świątyniami byly tam również jaskinie i małpy :D Po wzgórzu oprowadzał nas na oko 7-10-letni chłopak, który choć nie umiał ani słowa po angielsku to zaprowadził nas we wszystkie godne uwagi miejsca... kładąc nacisk na otwartą grotę (coś jakby wąwóz) z posągiem (na zdjęciu) gdzie w koronach drzew mieszkało stado małp.
Do obydwu świątyń dojechaliśmy motorkiem - kierowcy 'moto-taksówek' zaczepiają tu turystów w sposób dość uprzejmy i nienachalny po prostu pytająć czy nas gdziś nie zawieźć. Oczywiście (co może dla nas na początku aż tak oczywiste nie było) z kierowcami należy się targować - z reguły stawkę którą podają na początku można z pewnością zredukować o 1/3 (a w szczególnych przypadkach nawet o ponad 1/2).